Początek września 1939 r. III Rzesza zaatakowała Polskę. Od kilku dni trwa wojna. Nikt nie ma wątpliwości, że działania zbrojne dotrą również do Dobrzycy, wówczas leżącej w odległości zaledwie około 35 km od granicy niemieckiej. To, co było nieuniknione, stało się 5 września. - W tym dniu zmotoryzowania kompania wrogiego wojska zajęła Dobrzycę i władzę nad naszą miejscowością przekazała amtskomisarzowi Herbertowi Laube - opowiada Szymon Balcer z Towarzystwa Miłośników Ziemi Dobrzyckiej.
Mieszkańcy okolicznych wsi nie czekali biernie na rozwój wydarzeń. Już kolejnego dnia członkowie polskiej Straży Porządkowej z Witaszyc pod dowództwem st. wachmistrza Franciszka Sameli postanowili odbić Dobrzycę z rąk niemieckich.
Na pozór wszystko toczyło się normalnie. Sklepy otwarte, ludzie załatwiają sprawunki. Spokój ciepłego popołudnia.
- Wjechali od strony ulicy Cmentarnej i wraz z przyłączającymi się do nich polskimi mieszkańcami Dobrzycy ruszyli w stronę Rynku - kontynuuje opowieść Szymon Balcer.
Dołączali do nas młodzi ludzie: Barankiewicz, Bartczak. Koledzy z witaszyckiego oddziału rozdali nam karabiny, a nas mobilizował św. Wawrzyniec z figurki na kołku.
Celem ataku był ratusz i stacjonujące w nim niemieckie władze okupacyjne. Doszło do wymiany ognia, ranny został dowódca polskiego oddziału. Franciszek Samela zmarł w Kutnie w drodze do szpitala.
Polacy wycofali się i rozproszyli. Przerażeni kontrakcją okupanci również zaczęli uciekać. - Herbert Laube zbiegł do zamieszkanego w większości przez Niemców Koźmińca - podkreśla Szymon Balcer. Wykorzystując zaistniałe zamieszanie mające swoje domy w Rynku: Florentyna Świerzbinowicz (z domu Cierniak) oraz Urszula i Maria Lasocińskie wkroczyły do ratusza i w kilka minut przywróciły polską władzę w Dobrzycy.
Ujrzawszy to czyste już niemieckie wnętrze, mało nas szlag nie trafił. Teraz wszystko potoczyło się błyskawicznie: hakenkreutze wyrzucone, flagi zdarte, niemieckie dokumenty i druki w strzępach, portret Hitlera ląduje na podłodze. W skrytce jest jeszcze nasze godło - więc biały orzeł zajmuje swoje miejsce na frontowej ścianie.
Niestety, po powrocie władz niemieckich, uczestnicy tych wydarzeń, zwanych niekiedy powstaniem dobrzyckim, spotkali się z licznymi represjami. Kilkoro spośród nich zostało skazanych na karę śmierci, wielu więziono w hitlerowskich katowniach. Ci, którzy nie zostali złapani, musieli ukrywać się przez cały okres wojny.
Tułaliśmy się po znajomych gospodarzach, będąc m. in. pod Kaliszem, w Kępnie, potem u niejakiego Chruszczyka w Lenartowie czy wreszcie na majątku u Idziora w Kotowie. Często, by nie budzić podejrzeń, naszym azylem stawały się lasy Borucina. Zdarzyło się, że spałem w stajniach, stodołach i stogach.
- Chcemy przypomnieć i uhonorować uczestników tego wydarzenia poprzez zamontowanie tablicy pamiątkowej na froncie ratusza. Pamięć o powstaniu dobrzyckim zanika, coraz mniej osób zdaje sobie sprawę z tego, jak wyglądały pierwsze dni II wojny światowej w naszym miasteczku - opowiada Szymon Balcer. Jedynym miejscem, które o tych wydarzeniach przypomina jest cmentarz parafialny w Witaszycach, gdzie na jednej z tablic zamontowanych na tamtejszym obelisku widnieje napis: „Zginęli za Dobrzycę” i wymienione są nazwiska witaszyczan poległych w wyniku opisanych wydarzeń. - W przestrzeni miasta takiego miejsca brakuje, dlatego uważamy za stosowne podjęcie działań na rzecz upamiętnienia osób, które stanęły do walki zbrojnej w obronie Dobrzycy - podkreśla reprezentant Towarzystwa. - Jako dobrzyczanie wypadałoby, żebyśmy odwdzięczyli się tym, którzy oddali swoje życie za naszą miejscowość - uzupełnia radny Rogala.
* cytaty pochodzą ze wspomnień uczestników tamtych wydarzeń które zostały opublikowane w numerze 4 i 5 „Notatek Dobrzyckich” z 1991 r.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?