18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

PleszewiankaDominika pracuje z dziećmi w Boliwii

Irena Kuczyńska
Pleszewianka Dominika w Boliwii
Pleszewianka Dominika w Boliwii Archiwum
Pleszewianka Dominika Cieślak pracuje w Boliwii w internacie dla dziewczynek. Zachęca internautów - pleszewian do adopcji dziewczynki na odległość lub do kupna kalendarza

Pleszewianka Dominika Cieślak od kilku lat pracuje w Domu Dziecka nr 2 w Poznaniu oraz w Domu Pomocy Społecznej „Serafitki”. Ona i jej koleżanka Joanna Trawczyńska są wolontariuszkami w Internacie św. Franciszka w miejscowości Cochabamba, w sercu egzotycznej Boliwii w Ameryce Południowej. Dominika była tu już w ubiegłym roku. Spędziła tam zaledwie miesiąc, ale już wtedy wiedziała, że będzie chciała wrócić

– Cochabamba to jedno z największych miast Boliwii. Można powiedzieć, że to metropolia. Z tym, że w Boliwii oznacza to zupełnie co innego niż w Polsce. Owszem, mamy ładne centrum, główny plac, bogate dzielnice, sporo turystów. Ale to tylko mały wycinek Cochabamby. Większość to dzielnice, gdzie ludzie żyją skromnie i biednie. Taka jest też nasza dzielnica – mówi Dominika.

Praca wolontariuszek w Boliwii polega na robieniu zupełnie codziennych rzeczy. W Internacie w Cochabambie mieszka 60 dziewczynek w różnym wieku. Najmłodsza z nich jest Micaela, która ma zaledwie 3 lata, a najstarsza Isabel kończy studia. Pracują tu trzy siostry Boliwijki ze zgromadzenia sióstr sercanek. – Początkowo było to dla nas niewyobrażalne, jak 3 osoby mogą same zadbać o dom, w którym mieszka tyle dzieci, ale okazuje się że jest to możliwe – wyjaśnia pleszewianka. pl

Pleszew.naszemiasto.pl na Facebooku - dołącz do naszej społeczności!

Byłeś świadkiem interesującego wydarzenia? Napisz do nas: [email protected] lub zadzwoń: (62) 742 00 62, (62) 742 58 25, 502 499 363

Małe mieszkanki internatu gotują, sprzątają, piorą. Z obowiązku ręcznego prania są zwolnione tylko przedszkolaki. Robią to za nie starsze dziewczynki i właśnie wolontariuszki. Na zabawę mieszkankom domu pozostaje już niewiele czasu. Ale w weekendy dziewczynki chętnie grają w piłkę, w gumę, czasami oglądają telewizję. Konsol do gier tutaj nie ma. Zadaniem wolontariuszek jest głównie opieka nad najmłodszymi dziećmi.

Trzeba je przypilnować, żeby się wykąpały, zmieniły bieliznę, umyły zęby. Wiele z nich nie ma takich nawyków z domu. –Trudno oczekiwać, że dziewczynki będą korzystały z prysznica, kiedy w domu nie miały łazienki ani ubikacji, że będą myły podłogę te, które w domu jako podłogę miały zwyczajnie ziemię

– relacjonuje Dominika Cieślak.

Pleszewianka mówi, że wiele jest dziewczynek, które wszystkiego dopiero się uczą. Zdarza się nawet, że młodsze dziewczynki kiedy przychodzą do Internatu, nie mówią w ogóle po hiszpańsku, tylko w lokalnym języku ,,qechua”.

Wiele osób pyta nas, czy są różnice między domem dziecka w Polsce a w Boliwii. Jest ich bardzo dużo. W Boliwii jest na pewno biedniej, dziewczynki na śniadanie jedzą bułkę albo z margaryną, albo z dżemem, czasami z serem, ale nigdy nie ma bułki i z masłem, i z serem. Na obiad zwykle jest ryż w dużych ilościach, mały kawałek mięsa i trochę surówki lub sałaty z cebulą. Na kolację z reguły jest zupa. Ma zwykle ten sam smak, zmienia się tylko dodatek do niej i zamiast pomidorówki czy ogórkowej jest zupa z ryżem albo z makaronem. Tutaj nikt nie zostawia jedzenia, nikt nie wybrzydza. Nawet jeśli jakaś dziewczynka czegoś nie lubi, to i tak zje to, co jest, bo nie będzie nic innego w zamian

– opowiada Dominika, dodając, że słodycze są rzadkością, a na podwieczorek daje się dzieciom głównie tanie i łatwo dostępne owoce.

Pleszewianka przyznaje, że obie wolontariuszki są tutaj po to, żeby być z dziewczynami, dawać im siebie. Jednak także one dostają od dziewczynek niezwykłe dary – miłość i serdeczność.

Bycie tutaj to niezwykła lekcja doceniania każdego dnia, wszystkiego, co nas spotyka

- mówi Dominika.

Internat nie ma żadnego wsparcia finansowego ze strony boliwijskiego rządu. Utrzymuje się dzięki pomocy fundacji z Niemiec i z USA. Szansą na poprawę sytuacji dziewczynek jest adopcja na odległość, czyli zobowiązanie się do wpłaty rocznie minimum 600 zł, przeznaczonych na jej konkretne potrzeby – odzież, edukację, leki, bo opieka medyczna jest tu pełnopłatna.

Darczyńcy przysyłają również paczki z drobnymi upominkami na święta i na urodziny swojej podopiecznej, piszą listy, przesyłają zdjęcia. Chodzi o to, by opieka nie była anonimowa, by nawiązała się korespondencyjna przyjaźń.
By wesprzeć swoje podopieczne, wolontariuszki przygotowały wyjątkowy kalendarz – cegiełkę ze zdjęciami dziewczynek. Koszt kalendarza to 20 złotych. Cały dochód przeznaczony będzie na potrzeby internatu.

Kto chciałby kupić kalendarz albo ,,być rodzicem na odległość’’ dla małych Boliwijek, proszony jest o kontakt z Dominiką Cieślak: [email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Szokująca oferta pracy. Warunkiem uczestnictwo w saunie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto