Skorodowany granat RG42 pochodzący z II wojny światowej wydobył mieszkaniec Bronowa podczas kopania fundamentów pod piec, który miał ogrzewać tunele ogrodnicze. – Byłem w wojsku, więc nie miałem wątpliwości, co to jest – mówi Sławomir Adaszak. O swoim znalezisku zawiadomił pleszewską policję. Przyjechali funkcjonariusze z grupy minersko - pirotechnicznej, którzy potwierdzili, że zardzewiała puszka to granat RG 42 używany podczas II wojny światowej.
Do Bronowa zjechał patrol rozminowania terenu JW w Inowrocławiu i granat zabrał.
– Każdy kontakt z zardzewiałą śmiercią może skończyć się ... śmiercią. Dlatego o każdym takim znalezisku należy informować policję, straż miejską, leśniczego. Mieszkaniec Bronowa rozpoznał element uzbrojenia i postąpił prawidłowo.
Przy okazji sprawdzono, czy na terenie posesji nie ma innych granatów i spokojnie można budować piec. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby granat był pod piecem – powiedział ,,Gazecie Pleszewskiej’’ mjr Artur Wiśniewski z 2 Inowrocławskiego Pułku Komunikacyjnego. Dodał, że granat, nawet taki, który prawie 70 lat leży w ziemi, może wybuchnąć.
– W promieniu 30 metrów przy wybuchu może zabić, w dalszej odległości może ranić – mówi major. Dodaje, że saperzy z jego jednostki, obsługującej trzy województwa, w tym Warszawę, otrzymują prawie 1000 zgłoszeń rocznie. Każdy z pięciu patroli ma około 200 wezwań. Szczególnie w lecie, kiedy podczas prac polowych ziemia wyrzuca resztki powojenne. – Nie można lekceważyć żadnego wezwania, nie na darmo się mówi, że saper myli się tylko raz – mówi Artur Wiśniewski.
Postanowiliśmy sprawdzić, skąd w Bronowie wziął się granat. Adaszakowie mieszkają twe wsi dopiero 13 lat, ale słyszeli, że w pobliżu ich zabudowań w wojnę Niemcy wybudowali lotnisko. I rzeczywiście w historii wsi Borucin, która sąsiaduje z Bronowem, czytamy, że ,, w 1944 roku w okolicach okupanci zaczęli budowę lotniska polowego, które miało wspierać obronę przed ofensywą wojsk radzieckich’’. Potwierdzają to mieszkańcy Bronowa. Kazimierz Matuszczak w 1944 roku miał 6 lat ale dużo pamięta.
– Jak pierwsze samoloty tu lądowały, nie było oświetlenia. Piloci nie zawsze trafiali na pas startowy. Pamiętam, że jeden wylądował w stogu słomy. Stóg się rozleciał, pilotom pourywało głowy i tak leżeli – wspomina pan Kazimierz. Po wojnie Matuszczakowie znaleźli na swoim polu mały krucyfiks i srebrną łyżeczkę wygrawerowanym monogramem MM. Prawdopodobnie należało to do jakiegoś niemieckiego żołnierza. Wyczyszczona łyżeczka i krzyżyk są przechowywane w domu Matuszczaków.
Ojciec Kazimierza Józef Matuszczak mówił synowi, że lotnisko było używane przez Niemców w styczniu 1945 roku tylko przez trzy dni.
W niemieckich planach była ewakuacja Niemców z lotniska w Łodzi na lotnisko w Bronowie, skąd pociągami mieli jechać na zachód.
Niemieccy piloci i oficerowie byli zakwaterowani u mieszkańców Bronowa. – Nic złego nam nie robili, nawet dzieciom dawali czekoladki – mówi Kazimierz Matuszczak.
Pamięta, że zaraz po wojnie dzieci biegały po polu pełnym nabojów i pocisków. – Z pocisków wydłubywaliśmy tzw. ,,kalafiorki’’ , które rozbijało się na słupach. Sprzedawaliśmy to kolegom z Borucina – mówi starszy pan. Jego kuzyn zranił się odłamkami bomby. Do I Komunii Św. w Sowinie szedł cały w bandażach.
– Do dziś ma w ciele drobne odłamki, bo wtedy lekarz nie chciał mu wszystkich wyciągać – dodaje Bogumiła Matuszczak. Mówi że, kiedy 47 lat temu przyszła na gospodarstwo męża w Bronowie jeszcze na polach były wielkie dziury po kulach.
Potwierdzają to inni mieszkańcy Bronowa. Pomiędzy Borucinem, Bronowem i Grudzielcem leżały bomby i granaty i żołnierze je wywozili.
Marianna Perlińska ma 90 lat. Pamięta, że po ślubie dostali z mężem działkę tam, gdzie było lotnisko. – 54 lata temu podczas orki mąż wyorał bombę długą jak ten stół. Przewlekli ją na grudzielskie pole Franusia, ogrodzili a potem ją rozminowali. To było 200 metrów od nas. Huk był taki, żeśmy się po rowach chowali – wspomina staruszka. Dodaje, że w tych czasach na polu ,,bomby leżały gdzie bądź, tak jak snopki zboża’’.
Pani Marianna w czasie wojny mieszkała w Sobótce , ale z opowiadań kuzynki wie, że ,,na grudzielskim polu, gdzie Bednarek teraz mieszka, pilot niemiecki się potrzaskał’’. Żeby opatrzyć mu rany, w domu kuzynki prześcieradła ściągali. Na poniemieckim lotnisku Perlińscy się wybudowali i wychowali czworo dzieci.
W czasie wojny niektórych mieszkańców Bronowa Niemcy wyrzucili z domów aby zająć ich gospodarstwa. Tak było w przypadku rodziny pani Marianny Skowron, którzy wojnę przeżyli w Borucinie.
Matuszczakowie zostali na miejscu. – Uratowała nas sąsiadka, Niemka, u której pracowaliśmy na polu. A było nas w małym domku 13 osób, w większości zdolnych do pracy w polu. Kiedy chciano nas wysiedlić, za jej radą, ojciec na drzwiach napisał ,,tuberkuloz’’ (gruźlica) i zostawiono nas w spokoju – mówi Kazimierz Matuszczak. W Bronowie się mówi, że zna on historię wsi najlepiej.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?