O nauczycielu elektrotechniki i mechaniki krążyły anegdoty - mówi Janusz Waliszewski - w latach 1978 - 1983 - uczeń technikum mechanicznego w Zespole Szkół Technicznych (wtedy zawodowych), aktualnie nauczyciel historii ,,na Zielonej’’.
Wiadomość najpierw o tragicznym w skutkach upadku z roweru prof. Teodora Krawczyka, potem o śpiączce i wreszcie o jego śmierci, wstrząsnęła pleszewianami.
Spadł z roweru pod szkołą
Od 1958 roku uczył fizyki w pleszewskim liceum a od 1964 elektrotechniki i mechaniki w otwartym zaledwie rok wcześniej technikum mechanicznym. Był osobą powszechnie znaną. W ostatnich latach widywano go najczęściej na rowerze. Codziennie - jak mówił - robił ponad 30 km. Kochał uczniów, szkołę i rower. Kilkanaście dni przed złotym jubileuszem ZST spadł z ukochanego roweru, niedaleko budynku szkoły. Na sobotnim zjeździe na pewno powróci we wspomnieniach byłych uczniów. Większość miała problem z elektrotechniką, bo nie wykładał tradycyjnie ,,od - do’’. Cała tablica po jego lekcji była zapisana. Mówił: to na I rok, to na II rok, a to powinno się pamiętać z przedszkola.
Cuda techniki pod okiem profesora
Pod okiem profesora uczniowie na Zielonej robili różne ,,cuda techniki’’. Zbudowali w szkole elektryczny silnik liniowy. - Jeździł w jedną i drugą stronę. Działał tak, jak koleje jednoszynowe na poduszkach elektrycznych - mówi Janusz Waliszewski. Zrobili też urządzenie do mieszania płynów, które się ,,nie mieszają’’ np. oleju z wodą. - Urządzenie ultradźwiękowe mieszało płyny, tworząc jednolitą substancję - twierdzi Waliszewski.
To profesor Krawczyk odpalił w szkole działający model silnika odrzutowego. - Mieliśmy od rana dwie pierwsze lekcje elektrotechniki. Profesor postanowił nam udowodnić, że pulsacyjny silnik odpali. Udało mu się go rozgrzać po czterech godzinach. Był taki huk, że prof. Cieślewiczowa, która miała lekcję na parterze, myślała, że budynek się wali - wspomina uczeń prof. Krawczyka. Podobno wieść o tym, że ,,w Pleszewie jakiś belfer odpalił w szkole silnik odrzutowy’’, dotarła do Poznania. Wiadomość przywiózł do Pleszewa Paweł Kieliba.
Miał bzika na tle anten
– ,,Krawat’’ miał bzika na punkcie anten telewizyjnych. Bez nich w latach 60. i 70. o oglądaniu telewizji można było tylko pomarzyć - wspomina Janusz Waliszewski. Na domu profesora na ul. Zamkowej była antena znana w całym mieście, wielki sześcian (3x3m) wypełniony dipolami. Kiedy kręciło się korbką, można było nawet hiszpańską telewizję ściągać (tak przynajmniej twierdził prof. Krawczyk). - Podobno wojsko mu to kazało zdjąć, bo nie mogli odbierać sygnałów - tłumaczy Janusz.
Profesor Krawczyk zawsze gubił długopisy. Twierdził, że uczniowie mu podkradają, bo nie chcą, żeby im wpisywał oceny niedostateczne. - Kiedyś znalazł sposób. Przywiązał sznurkiem długopis do szuflady w biurku. Potem zapomniał i wyszedł (X) z szufladą. Ile było śmiechu. pl
Tylko żony się bał
Nigdy nikogo nie skrzywdził. Chociaż dwóje (jedynek nie było) wstawiał. - Kiedy przychodził do szkoły z rozwichrzonymi włosami, siadał i pochylał się nad dziennikiem, grzywka mu opadała, wiedzieliśmy, że nie wolno go drażnić - wspomina uczeń. Czasem, kiedy go zdenerwowali, dyktował zadania tekstowe po niemiecku albo po rosyjsku i trzeba było rozwiązywać. Kiedyś wszystkich zaskoczył. Wróciwszy po dwóch tygodniach chorobowego powiedział, że z nudów nauczył się hiszpańskiego. I podyktował zadanie po hiszpańsku. Taki był profesor Krawczyk. –Tylko żony się bał - mówi Janusz Waliszewski. Zawsze przychodził do szkoły elegancko ubrany, miał garnitury ,,spod igły’’. A miał zwyczaj, aby ubrudzone kredą ręce, wycierać sobie o brzuch. - Mówił - chłopaki, pilnujcie, żebym rąk nie wytarł o garnitur, bo mnie żona zabije. I za moment, ręce białe od kredy, lądowały na marynarce - dodaje Waliszewski.
Pleszewianin, ojciec, mąż i dziadek
Anegdot związanych z profesorem jest więcej. O ,,syrence’’ , którą podobno w Choczu wepchnęli profesorowi do Prosny, za co nie lubił uczniów z Chocza, o rozkładach materiału nauczania, których nie oddał dyrekcji liceum w Koninie (gdzie uczył po studiach), bo na moście na Warcie ,,wiatr mu je zdmuchnął do rzeki’’, o lekcjach fizyki w Koninie, na które - jak mówił - przychodzili ,,ludzie z ulicy’’. Janusz Waliszewski obiecuje, że anegdoty spisze.
W sercach pleszewian Teodor Krawczyk pozostanie nie tylko jako niebanalny nauczyciel, wspaniały kolega i kompan, ale też jako wzorowy obywatel, kochający mąż, ojciec a przede wszystkim dziadek. Pozostawił po sobie wspomnienie ...
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?