Seks i alkohol. Tak Przemysław Kossakowski zatytułował dwa wątki, które poruszył podczas spotkania. Pod chwytliwymi hasłami, ukryły się dwie historie – z Indonezji i Gruzji. To widownia wybrała, od którego z nich zacząć. Tak więc prelekcja zaczęła się od seksu, a dokładniej od nietypowych obyczajów panujących wśród jednego z indonezyjskich plemion.
Przygoda Kossakowskiego wśród plemienia Dani pozwoliła na konfrontację z tematem często przywoływanego dziś kryzysu męskości. – Znalazłem się tam dlatego, żeby stać się mężczyzną. Zanim zostanę wojownikiem, co według Dani jest esencją bycia mężczyzną, musiałem wyglądać jak mężczyzna i założyć swoją kotekę. Co było dla mnie trochę krępujące – wyznał Przemek i opisał zakładanie koteki zaśmiewającej się do łez pleszewskiej publiczności:
– Sznureczki oplatają tors pod pachami i powodują, że koteka ma odpowiedni wektor. Przez drugą pętelkę należy przewlec jądra. Dla kogoś, kto tego nigdy nie robił, zadanie trudne technicznie i kłopotliwe. Trwało to i trwało, aż Dani się zniecierpliwili, bo przecież na wojnę trzeba, a tu jakiś pierdoła majtek nie potrafi założyć. Wódz nie wytrzymał. – Uderzył mnie po dłoniach i zaczął mi pomagać, co było dla mnie, jako przedstawiciela heteronormatywnej większości, koszmarem. Okazało się, że penis powinien być zwinięty w rulon i wódz pomógł mi to zrobić. Znalazłem się na dnie osobistego piekła i nagle usłyszałem: – Przemek... A tam Marcin, mój operator: – Opowiedz, jak się czujesz.
Mówił otwarcie, że nie jest ekspertem w dziedzinie antropologii, jest celebrytą i przed wyjazdem zapoznaje się z dokumentacją. - Moje programy mają cechę aktywnego uczestnictwa, czyli nie jestem – że tak użyję, z braku innego słowa – dziennikarzem, który stoi z boku i opisuje - podkreślał Bohater programów "Kossakowski. Szósty zmysł" , "Kossakowski. Inicjacja" i "Kossakowski. Wtajemniczenie" uwiódł pleszewian. Charyzmą, energią, poczuciem humoru i... bezpośredniością. Przemek szybko skrócił dystans z ludźmi, którzy szczelnie wypełnili pleszewski Dom Kultury, dawał im autografy, robił sobie z nimi selfie.
Druga z historii dotyczyła Gruzji, do której Przemek Kossakowski udał się, aby poznać ekscytujący sport: Lelo Burti. Co roku setki Gruzinów przybywają do niewielkiego miasteczka Shukhuti, gdzie toczą niebezpieczną grę bez zasad w hołdzie zmarłych krewnych. Zwycięzca ma prawo złożyć trofeum na grobie wybranej osoby. Podczas przygotowań poznał jedynego w Gruzji szewca piłek do Lelo Burti. Podczas samej gry poznał tragiczne historie utraconych bliskich, a także wziął udział w jednym z najdziwniejszych zwyczajów pogrzebowych na świecie - w radosnej suprze na gruzińskim cmentarzu. - Człowiek cały czas musiał tam pić. Aż strach się przyznać, ale człowiek występował przed kamerą po wypiciu kilku szklanek lokalnych trunków - tłumaczył. Przyznał, że Gruzini kochają Polskę i Polaków.
Szerzej o spotkaniu w piątkowym wydaniu "Gazety Pleszewskiej"
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?