W punkcie wolne głosy i wnioski pytania przedstawicielom władz zadawał Jerzy Moryson. Mieszkaniec chciał wiedzieć, ile kosztował przegrany proces w sprawie odszkodowania, jakie gmina żądała od wykonawcy sieci kanalizacyjnej. Przewodniczący Rady poradził Morysonowi, aby zwrócił się z oficjalnym zapytaniem do Urzędu Gminy, a wtedy na pewno dostanie odpowiedź. Propozycja przewodniczącego nie spotkała się z aprobatą mieszkańca. Piotr Lis zagroził, że jeśli Moryson się nie uspokoi, to sesja zostanie zakończona. I po chwili słownych przepychanek, tak się rzeczywiście stało. Wobec tej decyzji protestował Łukasz Waniak, redaktor portalu gizalki24.pl, który nie zdążył władzom zadać pytań.
O ocenę tej sytuacji poprosiliśmy wójta Roberta Łozę. - Mogę tylko stwierdzić, że Jerzy Moryson był jedynym z mieszkańców, który wyraził wolę zabrania głosu i zadania pytań na tej sesji. Gdyby jego sposób zachowania był właściwy odpowiedzi by mu zapewne udzielono, podobnie jak to miało miejsce na innych posiedzeniach, w których uczestniczył. Takiego zachowania nie powinno się akceptować, zwłaszcza na sesji Rady Gminy - tłumaczy włodarz.
Wójt podkreśla, że Jerzy Moryson był kilkakrotnie wzywany przez przewodniczącego Rady do uspokojenia się i nie przeszkadzania w wypowiedzi radcy prawnego Jerzego Matyjaszczyka. Zdaniem Roberta Łoza skoro mieszkaniec nie zastosował się do uwag Piotra Lisa należało zakończyć sesję i nie kontynuować kłótni, która tak naprawdę niczemu nie służyła, poza wygłaszaniem kłamstw, psuciem wizerunku wójta i rady oraz marginalizacją tego czym się zajmują.
Wójt nie robi również tajemnicy z kosztów poniesionych przez gminę wskutek przegranego procesu. Przypomnijmy, że 19 maja odbyła się rozprawa w Sądzie Apelacyjnym w Łodzi. Apelację złożyła gmina Gizałki od wyroku Sądu Okręgowego w Łodzi oddalającego pozew gminy o zapłatę odszkodowania dochodzonego na podstawie umowy o roboty polegające na budowie przydomowych oczyszczalni ścieków oraz sieci kanalizacyjnej na terenie gminy.
- Żądania wynikały z nienależytego wykonania tej umowy przez wykonawcę. Taką ocenę wydała firma PHIN Consulting Sp. z o.o. w Łodzi, która pełniła nadzór inwestorski nad wykonywanym zadaniem. Firma ta również wyliczyła wysokość kar na kwotę ponad 830 tys. zł - wyjaśnia R. Łoza.
Włodarz podkreśla, że gmina, zdając sobie sprawę z pewnej kontrowersyjności, jaką ze swej natury mają rozliczenia robót budowlanych, szczególnie w zakresie kar umownych, wystąpiła do sądu z żądaniem zapłaty tylko części naliczonych kar. Konkretnie domagała się 80 tys. zł, tj. 9,5% naliczonej przez PHIN Consulting kwoty. Celem ograniczonego żądania było uniknięcie wysokiej opłaty sądowej, która przy pełnym żądaniu wyniosłaby ponad 41 tys. zł. Tymczasem gmina zapłaciła 4 tys. zł.
- Dalszym celem takiego postępowania było ewentualne wystąpienie o pozostałą część kar w razie uznania przez sąd naszych racji. Do kwoty 4 tys. zł doszły również koszty zastępstwa procesowego strony pozwanej, tj. ponad 3 tys. zł. - wyjaśnia wójt. Gmina nie poniosła innych kosztów reprezentowania przed sądem, ponieważ czynności te wykonywał mec. Jerzy Matyjaszczyk, radca prawny zatrudniony w Urzędzie Gminy do obsługi prawnej.
- W przypadku apelacji od wyroku, opłata sądowa wyniosła 3 tys. zł, a zasądzone koszty zastępstwa procesowego dla pozwanego, to niespełna 3 tys. zł. Innych kosztów w tej sprawie nie poniesiono - podsumowuje R. Łoza.
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?