Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Panie, flaszka będzie, ale ten mecz musimy wygrać" - o sędziowskich dolach i niedolach opowiadają Krzysztof, Łukasz i Marcin Orszulakowie

Damian Cieślak
archiwum prywatne
Zastanawialiście się kiedyś, jaki jest najbardziej niewdzięczny zawód świata? Nauczyciel? Może telemarketer? Nie, to nie to. Kontroler biletów? Też nie? Odpowiedź brzmi sędzia piłkarski. Kto choć raz był na meczu - zwłaszcza niższej ligi - wie o czym mowa. Choćby arbiter robił wszystko jak należy i tak zawodnicy, trenerzy i kibice obu drużyn będą mieli zastrzeżenia.

Tego, co sędziowie muszą wysłuchać w każdy weekend przytaczać nie będziemy. Są odsądzani od czci i wiary, szykanowani, wyśmiewani. Z tych powodów bardzo często młodzi sędziowie po kilku meczach dają sobie spokój i rezygnują. Zostają tylko najwytrwalsi. Pasjonaci z silną psychiką.

O ile w składach ligowych drużyn można stosunkowo często doszukać się rodzinnych klanów, o tyle w sędziowskim świecie stanowią oni prawdziwą rzadkość. Bieganie z gwizdkiem po zielonej murawie to już tradycja w rodzinie Orszulaków z Grabiu. Najstarszy Krzysztof, na co dzień jest dyrektorem Zespołu Szkół w Czerminie. Sędziuje od 21 lat. Pierwszy mecz seniorów poprowadził w B-klasie, a więc lidze, która dla początkujących arbitrów jest szkołą życia. - LZS Żychlin mierzył się z Iskrą Sieroszewice. Gospodarze przegrali, pokazałem też premierową czerwoną kartkę za kopnięcie w tyłek - opowiada.

W 2002 r. dołączył do niego młodszy brat Łukasz, nauczyciel wychowania fizycznego, matematyki i informatyki w czermińskiej szkole. - Miałem 18 lat i postanowiłem spróbować swoich sił. Spodobało mi się i tak zostało - podkreśla. Debiut wypadł w Raczycach. Małe boisko ogrodzone siatką. Wokół rosły zboża. - Mieli 3 piłki, po kwadransie nie było już żadnej - wspomina. Za mecz zebrał pozytywne noty.

W tym roku do grona sędziów dołączył Marcin, syn Krzysztofa. - Wciągnęli mnie po kilkunastu latach - śmieje się. Najmłodszy z klanu zaocznie studiuje bezpieczeństwo wewnętrzne na kaliskim PWSZ-ecie, jest napastnikiem Gladiatorów Pieruszyce. Od kwietnia wspomniane zajęcia łączy z sędziowaniem. Jako arbiter główny poprowadził do tej pory jeden mecz seniorów. KUKS Zębców Ostrów Wlkp. grał z Tarchalanką Tarchały Wielkie. - Stres był, nie ma co ukrywać, ale wyszło dobrze - podkreśla.

Odskocznia od codziennych obowiązków

Na brak zajęć nie mogą narzekać. A mimo to, co tydzień ubierają sędziowski strój i ruszają w podróż po regionie, zdając sobie sprawę, że znów będzie trzeba wysłuchać wyzwisk, narzekań, chamskich komentarzy. Nasuwa się więc pytanie po co im to? Raczej należy odrzucić motywację finansową. Nie są to pieniądze, za które można zawojować świat. Poza tym, czy kilkadziesiąt złotych za mecz może wynagrodzić przykrości, na które narażeni są sędziowie?

- Dla mnie to jest odskocznia od codziennych obowiązków. Bieganie z gwizdkiem traktuję jako hobby - mówi Krzysztof. - Każdy z nas lubi piłkę nożną. Jak nie wyszła kariera zawodnicza, postanowiliśmy spróbować czegoś innego, padło na sędziowanie - dodaje Łukasz. - Ja grałem trochę w Unii Szymanowice, potem był futsal. Niestety, przytrafiła się kontuzja i musiałem zrezygnować - uzupełnia dyrektor szkoły w Czerminie.

Na początku, co naturalne, pojawiały się momenty zwątpienia. Zdarzały się mecze, że były problemy z wyjazdem z danej miejscowości. Krzysztofowi jednego razu kibole porysowali samochód, drugiego przebili opony. - Były takie mecze, po których miałem dosyć. Po 2-3 dniach mi to mijało. Trzeba być gruboskórnym. Nie można się skupiać na kibicach i nie można pozwolić zawodnikom wejść sobie na głowę. Im człowiek bardziej doświadczony, tym łatwiej prowadzi się mecze - opowiada najstarszy z Orszulaków. - Też miałem momenty, że chciałem dać sobie spokój. Wytrwałem, a po awansie do A-klasy sędziowaliśmy już w trójkę i było łatwiej - mówi Łukasz. Kiedyś spotkania najniższej klasy rozgrywkowej sędziował tylko jeden arbiter, dziś zazwyczaj główny ma już do pomocy dwóch asystentów.

Drugoligowa przygoda

Praca sędziów jest poddawana ocenie obserwatorów. To od ich opinii w dużej mierze zależy rozwój kariery arbitra. Do tego należy oczywiście dodać egzaminy praktyczne (biegowe) i teoretyczne, czyli znajomość przepisów. Przez rok trwa okres próbny, podczas którego młody arbiter prowadzi spotkania młodzieżowe, następnie mecze B-klasy. Po 12 miesiącach jest już on pełnoprawnym sędzią i otwiera się przed nim szansa rozwoju. Im w młodszym wieku się startuje, tym lepiej.

- Ja zacząłem stosunkowo późno, bo w wieku 27 lat. Gdy miałem 30 dotarłem do klasy okręgowej. Wyżej, ze względu na wiek, jako arbiter główny dostać się nie mogłem - mówi Krzysztof. Za to jako asystent sędziował mecze drugiej ligi. Dzięki temu miał okazję być na stadionach Pogoni Szczecin, Bałtyku Gdynia, Puszczy Niepołomice, Miedzi Legnica, Stali Mielec. Część z tych klubów gra teraz w ekstraklasie lub I lidze. - To była piękna, ciekawa przygoda. Stadiony wypełnione kibicami robiły duże wrażenie - wspomina Krzysztof.

Łukasz najwyżej sędziował w IV lidze. Kontuzja, rok przerwy oznaczał przymusowy powrót do niższych lig. Z sentymentem wspomina za to turniej towarzyski w Jarocinie, podczas którego miał okazję prowadzić spotkania Zawiszy Bydgoszcz, Korony Kielce czy cypryjskiego Anorthosisu Famagusta. Obaj zgodnie podkreślają, że im wyższy poziom, wyższa kultura gry, tym łatwiej się sędziuje. Piłkarze bardziej szanują swoje nogi. W niższych klasach, często na małych boiskach, gdzie zawodnik jest niemal przy zawodniku, dochodzi do ostrych starć, jest trudniej.

Piłkarze nie znają przepisów

Sędziowie, co pół roku mają testy zaliczeniowe. Na bieżąco muszą śledzić zmiany w przepisach, a te ostatnio regularnie są modyfikowane. - Gdy zaczynałem sędziować to przez kilka lat można było używać tej samej książki, teraz co roku jest nowa publikacja - mówi Łukasz. Za zmianami rzadko nadążają zawodnicy i trenerzy. Stąd biorą się liczne nieporozumienia. - Mnie przeraża, że nawet na poziomie IV ligi piłkarze nie widzieli, że po wznowieniu gry z tzw. piątki nie ma spalonego - podkreśla Krzysztof.

Na youtubie można znaleźć bramki, które padły bezpośrednio po wznowieniu gry rzutem sędziowskim. Zawodnik, chcąc zachować się fair play, oddaje piłkę rywalowi. Kopie jednak na tyle mocno i celnie, że pokonuje bramkarza. Kiedyś to był gol, dziś sędzia odgwizduje rzut od bramki (jeśli po drodze piłkę dotknie inny zawodnik gol zostaje uznany).

- Miałem taką sytuację. Byłem wtedy na linii, główny bramkę uznał. Chyba nie zdążył zapoznać się ze zmianami w przepisach. Podniosłem chorągiewkę i tłumaczę mu co i jak. Od tego momentu byłem już najgorszy. Kibice krzyczeli ty taki i owaki młody pokazał na środek, a ty stary musiałeś wtrącić swoje trzy grosze - opowiada dyrektor szkoły w Czerminie. Sytuacja w tym zakresie powoli ulega poprawie. - Młoda generacja trenerów widać, że się tym interesuje i zna się na rzeczy. Uczą młodych zawodników i efekty są dostrzegalne - mówi Krzysztof.

Nieznajomość przepisów to jedno. Dwa to stan w jakim zawodnicy wychodzą na mecz. Gdy spotkania rozgrywane są w niedzielę w godzinach przedpołudniowych zdarzają się piłkarze, którym niepostrzeżenie sobotni wieczór zamienił się w poranek dnia następnego. Promile nie zdążyły się ulotnić, a tu już trzeba wychodzić na boisko. - Pamiętam taki mecz, na który goście przyjechali w 11-osobowym składzie. Część zawodników była po weselu, przyjechali tylko po to, aby nie było walkoweru. Stoper ledwo trzymał się na nogach, tymczasem strzelił trzy bramki, a jego drużyna wygrała 5:0. Nie mogłem w to uwierzyć - śmieje się Łukasz.

Panie, flaszka będzie, ale ten mecz musimy wygrać

Korupcja. Słynna afera fryzjera postawiła świąt sędziów w jak najgorszym świetle. Dziś, mimo że środowisko „wyczyszczono” z czarnych owiec, tamte wydarzenia nadal wpływają na negatywny odbiór arbitrów. Choć często to sami sędziowie padali ofiarą układów działaczy klubów z obserwatorami. - Miałem kiedyś taką sytuację, że obserwator powiedział nam, że albo wygra drużyna X albo nas upier… Jedna kiepska nota mogła zakończyć się spadkiem do niższej klasy. Na szczęście jak my wchodziliśmy do IV ligi, to się powoli to kończyło - wyjaśnia Krzysztof. Jego zdaniem nie ma sędziego, który nie otrzymałby propozycji korupcyjnej. Zdarzają się one nawet w B-klasie. Chociaż tutaj mają bardziej humorystyczny wymiar.

- „Panie, flaszka będzie, ale ten mecz musimy wygrać” słyszymy często. Uśmiechamy się i przechodzimy bokiem - dodaje Łukasz. Czasami ktoś zaproponuje… 15 zł, czasami… zawodnicy sami sprzedają mecz. - Kiedyś prowadziłem takie spotkanie. Gospodarze przegrali mimo kilku znakomitych sytuacji, ich bramkarz popełnił fatalny błąd. Cała złość kibiców została skierowana oczywiście na nas, tymczasem okazało się, że zawodnicy sprzedali mecz - wspomina Krzysztof. - Jak piłkarze odpuszczają to od razu widać - mówi Łukasz.

Mówią tak technologii

Piłka wypełnia życie męskiej części rodziny Orszulaków. Gdy oglądają w telewizji mecze piłkarskie zazwyczaj analizują decyzje sędziowskie. - Ostatnio podczas meczu Ajax - Bayern dyskutowaliśmy z tatą o sytuacjach, w których arbiter pokazał czerwone kartki. Zastanawiamy się, co my zrobilibyśmy w danej sytuacji - mówi Marcin. Tak samo było podczas spotkania PSG - Liverpool, które prowadził polski arbiter Szymon Marciniak.

- Moim zdaniem jest trochę przereklamowany, choć trzeba przyznać, że w jego meczach często zdarzają się sytuacje bardzo niewdzięczne - podkreśla Krzysztof. Cała trójka jest za wprowadzaniem technologii, które mają pomóc w pracy sędziemu. - Nawet na naszym poziomie, jak wprowadzili sygnał dźwiękowy beep to znacznie ułatwiło prowadzenie meczów - podkreśla najbardziej doświadczony z arbitrów.

Różne role

Łukasz od tego sezonu jest trenerem seniorskiej drużyny Gladiatorów Pieruszyce. Marcin jest najlepszym strzelcem zespołu. Sędziowskie doświadczenia są wykorzystywane przez rywali, którzy często wypominają Orszulakom znajomość z arbitrami i oskarżają o stronniczość. - Ja tego nie widzę, postronni obserwatorzy również nie. Wszędzie tam, gdzie mnie znają, to zawsze słyszę, że sędziowie będą gwizdać pod Gladiatorów - mówi Łukasz.

- Tata sędziował mecz LKS II Gołuchów - Ogniwo Łąkociny. Gospodarze wyraźnie ten mecz przegrali, a i tak z trybun leciały teksty, że Orszulak pod Gladiatorów sędziuje, bo chce synkowi pomóc - opowiada Marcin.- To się ciągnie za człowiekiem. Marcin grał już w Gladiatorach, ale Łukasz jeszcze nie był trenerem. Prowadziłem spotkanie Sparta Russów - WKS Witaszyce i dałem czerwoną kartkę czołowemu zawodnikowi gości, który „pociągnął” rywalowi z główki. Też zaraz po meczu pojawiły się opinie, że sędziuję pod synka, bo trzy tygodnie później Witaszyce grały z Gladiatorami - wspomina Krzysztof. - Co ja się wtedy nasłuchałem z trybun to głowa mała - śmieje się Marcin. Miejscowych kibiców uciszył strzelając dwa gole.

A jak trener Orszulak reaguje na decyzje arbitrów? - Czasami zdarza mi się wyskoczyć z ławki i coś krzyknąć w stronę sędziego, ale wszystko w ramach rozsądku. To są normalne odruchy - mówi. Przygoda z gwizdkiem nie zmieniła za dużo w piłkarskiej przygodzie Marcina. - Czasami jedynie tłumaczę zawodnikom niektóre decyzje sędziego - śmieje się.

Życzenia od kibiców

Życie sędziego niesie ze sobą również całą paletę zabawnych historii. Krzysztofowi kiedyś kibice śpiewali sto lat z okazji urodzin. Jak do tego doszło? Podczas meczu zaproponowali kieliszek alkoholu asystentowi. Ten odmówił, ale zażartował, że główny się z nimi napije, bo ma urodziny. Ci natychmiast chcieli złożyć życzenia, więc asystent podniósł chorągiewkę i przywołał sędziego głównego. - Obracam się i widzę go z tymi kibicami. Miałem już najgorsze myśli. Biegnę do niego i pytam, co się dzieje? A on mówi proszę panowie, kibice wstali i zaczęli śpiewać - wspomina Krzysztof.

- Czasami trafiają się fajni kibice, którzy widać, że po prostu przyszli na mecz się pobawić - dopowiada Łukasz. Jemu również przydarzają się dziwne sytuacje. - Kiedyś po rzucie sędziowskim w polu karnym zawodnik złapał piłkę w ręce i rzucił do swojego bramkarza. Zdębieliśmy, ale musieliśmy podyktować rzut karny - opowiada. - A mnie w lidze orlika zawodnicy poprosili o przerwanie meczu, bo chcieli znieść żabę z boiska - kończy Marcin.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto