Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niniew - testament pozbawił rodzinę dachu nad głową

Paulina Latosińska
Teresa Strzykała z Niniewa
Teresa Strzykała z Niniewa Paulina Latosińska
Nie ma gdzie mieszkać. Po śmierci matki dowiedziała się, że zgodnie z innym testamentem dom w Niniewie nie należy do niej. Chce się wyprowadzić, liczy na pomoc gminy

Czują się oszukane.– Nie chciałam na łamach prasy opowiadać o tym, co nas spotkało, ale dłużej nie da się tak żyć – mówi Emilia Grzelak z Niniewa. Wraz z teściową Teresą Strzykałą postanowiły opowiedzieć o swojej dramatycznej sytuacji. Pani Teresa wraz z synem Grzegorzem, synową Emilią i wnukiem mieszkają w Niniewie w jednym domu z krewnymi, którzy okazali się właścicielami domu. Mają oddzielne wejścia do domu. Kilka dni temu rodzina pani Teresy otrzymała nakaz opuszczenia domu. Nie mają gdzie się podziać.

Na pomoc, ze strony gminy, też nie mają co liczyć, bo wójt nie dysponuje wolnymi lokalami zastępczymi. Wszystko zaczęło się w 2007 roku, po śmierci Franciszki Strzykały, matki pani Teresy. – Trzy dni po śmierci matki, siostra przyszła nas wygonić z domu – opowiada pani Strzykała. O tym, że dom, w którym mieszka, nie należy do niej, dowiedziała się kilka dni po śmierci matki. – Cały czas było mówione, że dom, w którym mieszkamy, zapisany był na mojego brata i syna – tłumaczy Teresa Strzykała. Dodaje, że mama ziemię i mieszkanie zapisała w testamencie notarialnym jej synowi.

Na spotkaniu, na którym odczytano testament, dowiedzieli się, że istnieje jeszcze jeden inny testament – zwykły. Sporządzony później niż notarialny. – W drugim testamencie napisano, że właścicielką posiadłości jest moja siostra, która teraz wszystko przekazała swojej córce – mówi pani Teresa. Kobieta zastanawia się, dlaczego w sądzie istnieje tylko kopia testamentu zwykłego, a brakuje oryginału. - Moja siostra mieszkanie uwłaszczyła sobie z testamentu zwykłego – twierdzi pani Teresa. Jej synowa Emilia podejrzewa, że z testamentem może być coś nie tak. – Jesteśmy ciekawe, czy na testamencie faktycznie widnieje podpis babci – zastanawia się pani Emilia. Pani Teresa nie ukrywa, że zaskoczyły ją postanowienia drugiego testamentu.

– Opiekowałam się mamą aż do śmierci – mówi załamana kobieta. Od kiedy zostały wydziedziczone, rozpoczął się prawdziwy horror. Kobiety twierdzą, że obecni właściciele domu wywierają na nich presję, by jak najszybciej opuścili dom.– Przysłali nam umowę najmu, której warunki są nie do przyjęcia – mówią kobiety. Miesięcznie za wynajem mieszkania muszą płacić 200 złotych. Grzelakowie dodają, że dom wyremontowali, założyli wodę, prąd, kanalizację. Myśleli, że dom będzie ich. – Obecna właścicielka mówiła w sądzie, że to ona przeprowadziła remonty. Jakbym wiedziała, że to nie będzie nasze, to nie robilibyśmy takich remontów – tłumaczy pani Emilia.

Węgiel i drzewo, którym ogrzewają dom, przechowują w workach w mieszkaniu lub u sąsiadki w Starej Kaźmierce, bo nie mają gdzie. – Codziennie pokonuję 2 kilometry na rowerze z workiem węgla – mówi Emilia. W domu w każdym pomieszczeniu rozwieszone jest pranie. – Gdy wieszałam bieliznę na dworze, to ktoś podcinał sznurki – wyjaśnia synowa. Dodaje, że sporadycznie z pomocą przyjdzie sąsiad, który pomoże drzewo lub węgiel przewieźć samochodem. Kobiety mówią, że ilekroć zostawiały rower przed domem, zawsze było spuszczane z niego powietrze. Teraz przechowują rower w mieszkaniu. Najbardziej cierpi synek Grzelaków, który nie może bawić się na podwórku. - Mam małe dziecko, które chciałoby swobodnie pobiegać po podwórku, ale nie może, bo na umowie najmu lokalu mamy wyznaczone tylko 1,5 metra.

Do sąsiadki musi chodzić się bawić – mówi ze łzami w oczach pani Emilia. Każda ze stron sporu ma oddzielne wejście do domu.Na początku stycznia pani Teresa i Grzelakowie otrzymali wezwanie do zwrotu kosztów zastępstwa procesowego w postępowaniu apelacyjnym na kwotę 427 złotych. Pani Emilia zarzeka się, że nie zapłaci. – Za te krzywdy, które ta kobieta nam wyrządziła, nie zapłacę. Wolałabym pójść do więzienia, bo chociaż bym psychicznie odpoczęła od tej całej sytuacji – mówi Emilia.W sytuacji, w której rodzina otrzyma nakaz eksmisji i nie ma gdzie się podziać, gmina zobowiązana jest zapewnić jej mieszkanie. Dodatkowym argumentem, dla którego rodzina powinna otrzymać mieszkanie, jest orzeczenie o niepełnosprawności pani Teresy.

- Mamy też niepełnoletniego synka – wyjaśnia Emilia. „Gazeta Pleszewska zwróciła się do wójta Gminy Chocz Mariana Wielgosik z zapytaniem, jak zamierza pomóc rodzinie z Niniewa. - Pani Teresa Strzykała mówiła mi o swojej sytuacji w październiku 2011 r. ale jednocześnie informowała mnie, że będzie składać apelację. O tym, że apelacja została oddalona, dowiedziałem się 19 stycznia 2012 r. Wyrok, który zapadł 17 stycznia 2012 r. wstrzymuje eksmisję do czasu wskazania przez gminę lokalu zastępczego. W chwili obecnej gmina nie posiada takiego lokalu – czytamy w piśmie nadesłanym do naszej redakcji.

„Gazeta Pleszewska” próbowała porozmawiać z właścicielką domu, w którym mieszka pani Teresa wraz z rodziną. Kobieta nie wyraziła chęci na rozmowę z nami. – Bez mojego prawnika, nie będę nic Państwu mówiła – powiedziała. Mieszkańcy Niniewa nie chcą sytuacji komentować. Nie chcą stawać po niczyjej stronie. – Mieszkamy tu razem od lat. Żal nam sąsiadek, ale nie znamy tych rodzinnych spraw i nie będziemy nic mówić – powiedziała starsza pani.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto