- Do wypadku doszło we wrześniu 2009 roku - opowiada Ewa Mroziewicz. - Jestem pielęgniarką, wtedy starałam się o pracę w szpitalu w Kutnie. Tego dnia odwiedziliśmy z mężem jego kuzyna. W chwili, gdy do niego przyjechaliśmy, nie prowadził on żadnych prac rozbiórkowych. W którymś momencie wszedł jednak na ganek domu, włączył młot udarowy i zaczął kuć. Zobaczyłam, jak spada gruz... A potem ocknęłam się na ziemi, czując potworny ból. Nie wiedziałam nawet, co się stało.
Na kobietę runęła ściana ganku. Mąż wsadził ją do samochodu i zawiózł do szpitala. Tam okazało się, że jej prawa ręka jest połamana w czterech miejscach. Połamane były też nogi, a prawa stopa była niemal oderwana w stawie skokowym. W głowie powstał potężny krwiak.
- Jestem szczęśliwa, że żyję - mówi Ewa Mroziewicz. - Kiedy stanęłam wreszcie na nogi podczas rehabilitacji, zaczął doskwierać mi kręgosłup. Wtedy okazało się, że także on był złamany. Mąż miał sporo szczęścia, że udało mu się mnie przewieźć do szpitala. Ale i tak próbowano przerzucić na niego winę za mój stan.
Wypadek wydarzył się 11 września, a już trzynaście dni później panią Ewę odwiedził w szpitalu policjant. - Powiedział, że zdarzył się wypadek, po czym dał mi do podpisania jakiś protokół - relacjonuje pani Ewa. - Byłam przytłumiona lekami przeciwbólowymi, nie bardzo wiedziałam, co podpisuję.
Odtąd równocześnie z walką o powrót do zdrowia toczyła się walka z wymiarem sprawiedliwości. Najpierw z decyzją prokuratury o umorzeniu śledztwa, potem o zmianę kwalifikacji prawnej zdarzenia. Kobieta decyzję o odmowie wszczęcia dochodzenia zaskarżyła do prokuratora generalnego. To pomogło, bo powstał akt oskarżenia. Sąd uniewinnił jednak kuzyna, któremu postawiono zarzuty i stwierdzono, że prace budowlane prowadził bez zezwoleń.
Ofiara wypadku ma też zastrzeżenia do policjantów z komisariatu w Żychlinie. Uważa, że mogło tam dojść do sfałszowania dokumentacji. - Prokuratura Łódź-Bałuty sprawdza, czy rzeczywiście doszło do fałszowania dokumentów - mówi Sławomir Erwiński, prokurator rejonowy w Kutnie. - Z całego serca współczuję pani Ewie, ale tą sprawą zajmowały się już chyba wszystkie powołane do tego instytucje. Naprawdę, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, by wyjaśnić okoliczności tego zajścia.
- Chcę tylko sprawiedliwości i odpowiedzialności - odpowiada Ewa Mroziewicz.
Skontaktuj się z redakcją pod adresem mailowym [email protected]
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?