Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gmina Gizałki. 30 lat temu strażacy walczyli z dużym pożarem lasów w Orlinie. Ochotnicy wspominają wydarzenia z czerwca 1992 roku

Damian Cieślak
Damian Cieślak
kadry z filmu Komendy Miejskiej PSP w Kaliszu
3 czerwca 1992 roku wybuchł wielki pożar obszarów leśnych w miejscowości Orlina w gminie Gizałki. Spaleniu uległo 700 hektarów lasów państwowych i 50 hektarów lasów prywatnych. Dogaszanie trwało do 15 czerwca. W kulminacyjnym momencie z ogniem walczyło 590 strażaków, 90 pracowników Lasów Państwowych oraz śmigłowiec i samoloty gaśnicze. Wydarzenia sprzed trzech dekad wspominają strażacy, którzy brali udział w akcji gaśniczej.

Wielki pożar lasów w Orlinie

W czerwcu 1992 roku wybuchł wielki pożar lasów w miejscowości Orlina w gminie Gizałki. Żywioł strawił wówczas 700 hektarów lasów państwowych i 50 hektarów lasów prywatnych. Kilka lat temu o tych wydarzeniach przypomniała Komenda Miejska PSP w Kaliszu, która zamieściła w sieci ponad 26-minutowe nagranie z tamtych dni.

W opisie filmu możemy przeczytać:

Pożar powstał około godziny 14.15, ale dopiero o 14.50 straż pożarna i leśnicy otrzymali pierwsze zgłoszenie. Rozprzestrzenianiu się ognia sprzyjała długotrwała susza, wysokie temperatury powietrza i silny wschodni wiatr. Na miejsce skierowano kilkunastu strażaków, pracowników i sprzęt z nadleśnictwa, jednak nie byli oni w stanie opanować tak dużego pożaru. Udało się to dopiero 4 czerwca około godziny 19. Całą akcje utrudniały trudne warunki terenowe i panujące w tych dniach upały. W kulminacyjnym momencie z pożarem walczyło 590 strażaków, 90 pracowników Lasów Państwowych z ciężkim sprzętem oraz śmigłowiec i samoloty gaśnicze, które tylko 4 czerwca wykonały 108 zrzutów wody. Spaleniu uległo 700 hektarów lasów państwowych i 50 hektarów lasów prywatnych.

„Gdybyśmy mieli do dyspozycji taki sprzęt, jak dzisiaj..."

W 30. rocznicę tamtych wydarzeń o walce z żywiołem opowiadają strażacy, którzy brali udział w akcji gaśniczej. Miejscowi ochotnicy, mimo że nie dysponowali nowoczesnym sprzętem, odgrywali w całej operacji bardzo ważną rolę.

- My, koledzy z Białobłot i Wierzchów działaliśmy cały czas. Przyjechały jednostki z różnych stron. Czasy były inne, łatwo mogły się zgubić, a my, miejscowi, znaliśmy teren jak własną kieszeń. Wiedzieliśmy, gdzie można wysłać samochód, a gdzie nie - opowiada Andrzej Andrzejak z OSP Kolonia Ostrowska-Świerczyna. To właśnie tutaj było główne centrum dowodzenia akcją gaśniczą, choć remiza była jeszcze w stanie surowym.

Gdy wybuchł pożar pan Andrzej przebywał poza domem. Pracował na polu. Zobaczył dym, a za chwilę już „pędził" do akcji. - Jechaliśmy prywatnymi żukami. Zenon Michalak woził nam sprzęt. Motopompa była przy stawie, podawała wodę do wozów bojowych. Nasze pierwsze działania polegały na zabezpieczaniu budynków - opowiada. - Działaliśmy 13 dni. 7 trwała akcja gaśnicza, a reszta to było dogaszanie, obserwacja terenu. Mieliśmy dyżury. Z tych trzech jednostek zawsze ktoś był na zmianie do dyspozycji centrum dowodzenia - dodaje.

3 czerwca 1992 roku wówczas 55-letni Kazimierz Broniarczyk był członkiem OSP Wierzchy. Ta jednostka miała do dyspozycji pojazd nazywany przez ochotników „czołgiem". - Nie było takiego miejsca, gdzie by nie dojechał - podkreśla Andrzej Andrzejak. - Byłem w domu, dostaliśmy meldunek z komendy i pojechaliśmy. Cały czas jeździłem po lesie. Dowożono nam wodę i paliwo, a my gasiliśmy pożar - opowiada pan Kazimierz.

Roman Frąckowiak miał wówczas 40 lat i nie tylko był ochotnikiem - służył w jednostce OSP Białobłoty, ale również pracownikiem nadleśnictwa. W związku z tym z pożarem walczył od samego początku do końca.

- 3 czerwca 1992 roku byłem w domu. Wyszedłem akurat na zewnątrz. Spojrzałem w kierunku Orliny. Było widać wielkie kłęby dymu. Natychmiast wspólnie z kolegami z jednostki ruszyliśmy na miejsce, ale co wtedy mogliśmy zrobić? - pyta retorycznie mieszkaniec gminy Gizałki.

Możliwości sprzętowe były zupełnie inne niż teraz. Do pożaru ochotnicy jechali ciągnikiem. Na wozie były motopompa z wężami. - Zbiornika z wodą nie mieliśmy. Tylko mogliśmy patrzeć, jak się pali. Gdybyśmy mieli takie wyposażenie, jak dzisiaj to być może ogień, by się tak nie rozprzestrzenił. Gdy dojechaliśmy, można to było jeszcze zatrzymać, ale nie było czym - podkreśla.

Jak wspomnieliśmy wcześniej pan Roman pracował wówczas w nadleśnictwie. Przez kilka dni wspólnie z kolegami chodził po lesie, brał udział w nocnych dyżurach. - Robiliśmy wszystko, aby ogień powstrzymać, dogaszaliśmy - mówi. Udało się. Koniec działań miał miejsce 15 czerwca 1992 roku.

Polub nas na FB

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

Światowy Dzień Roweru 2022 w Pleszewie. Pleszew zakręcony na punkcie rowerów! Rowerowa masa na stadionie miejskim

Światowy Dzień Roweru 2022 w Pleszewie. Pleszew zakręcony na...

Pleszew. Posadzili drzewka w na terenie stadionu miejskiego w Pleszewie - akcja "Czyste, zielone miasta" [zdjęcia]

Pleszew. Posadzili drzewka w na terenie stadionu miejskiego ...

Pleszew. Dużo radości i nutka rywalizacji. XII Olimpiada Prz...

Pleszew. Polacy i Ukraińcy wspólnie świętowali Dzień Dziecka...

"Nasza sytuacja jest dramatyczna". KS Kosz Kompaktowy Plesze...

Dzień Dziecka 2022. To już dziś - święto wszystkich dzieci. Wielka galeria roześmianych dzieci naszych Czytelników [NOWE ZDJĘCIA]

Dzień Dziecka 2022. To już dziś - święto wszystkich dzieci. ...

Pleszew. Samochód spłonął doszczętnie na parkingu w pobliżu szpitala

Pleszew. Samochód spłonął doszczętnie na parkingu w pobliżu szpitala

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto