Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Burmistrz wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla fermy drobiu. Protestujący zamierzają się od niej odwołać. Inwestor ma już dość

Damian Cieślak
Damian Cieślak
Burmistrz Marian Wielgosik wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla budowy fermy kaczek w miejscowości Brudzewek. Protestujący mieszkańcy zapowiadają złożenie odwołania.

Wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach sprawia, że inwestor może wystąpić o pozwolenie na budowę. Jak burmistrz gminy Chocz Marian Wielgosik - jako organ, na którym spoczywał ten obowiązek - argumentuje wydanie decyzji administracyjnej? - Kilkakrotnie miałem okazję spotkać się zarówno z inwestorem, jak i mieszkańcami. Wnioski z tych dyskusji kierowałem bezpośrednio do odpowiednich instytucji: sanepidu, Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska i Wód Polskich. Wszystkie wydały pewne dyspozycje, które inwestor musi spełnić. To wszystko zostało zawarte w decyzji środowiskowej, a to jest dopiero pierwszy element. Każda strona ma tutaj swój interes. Decyzja leży w moich kompetencjach i ja za nią odpowiadam - tłumaczy włodarz. Protestujący mieszkańcy już jednak zapowiedzieli, że złożą odwołanie i wniosek o ponowne wszczęcie postępowania administracyjnego.

Gdy plany budowy fermy ujrzały światło dzienne, mieszkańcy Brudzewka szybko zaczęli wyrażać swój sprzeciw. W krótkim okresie czasu na biurko burmistrza Mariana Wielgosika spłynęło 17 pism protestacyjnych. W marcu gospodarz gminy i Rada Miejska otrzymali dokument, pod którym podpisało się około 40 osób przeciwnych inwestycji. Ponadto lokalna społeczność złożyła wniosek o uchwalenie planu zagospodarowania przestrzennego. Taki ruch miałby zablokować budowę fermy. Na spełnienie owego postulatu jednak dużych szans nie ma.

W 2003 r. wygasły nam plany i dlaczego przez 17 lat nic nie zrobiliśmy w tym kierunku? Bo, po pierwsze, to wydatek rzędu przynajmniej kilkuset tysięcy złotych. Po drugie w Brudzewku miała kiedyś być i restauracja i stacja paliw. Pod takie rozwiązania uchwalaliśmy plan. Do dzisiaj nic nie powstało. Podobnie było na pograniczu Piły oraz Starego Oleśca

- mówi burmistrz.

Mieszkańcy obawiają się smrodu, hałasu i spadku wartości swoich działek. Ich niepokój budzi również sposób, w jaki inwestor prowadzi dotychczasową fermę. Niektórzy uważali, że to samowola budowlana. Sprawa została zgłoszona do odpowiednich służb. Kontrolę przeprowadził Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, który nakazał właścicielom rozbiórkę czterech obiektów inwentarskich. - Zgodnie z prawem budowlanym organ nadzoru nakazuje, w drodze decyzji, rozbiórkę obiektu budowlanego
lub jego części, będącego w budowie albo wybudowanego bez wymaganego pozwolenia na budowę (…). Postępowanie nie dotyczyło prowadzenia fermy zwierząt. Kompetencje w tym zakresie posiadają organy weterynaryjne oraz ochrony środowiska, które otrzymały również wydaną przez nas decyzję - opowiada mgr inż. Barbara Kordala, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Pleszewie.

Spotkanie z radnymi

Zdzisław Wojtas, mąż inwestorki, i jego dwaj synowie oraz 3-osobowa delegacja protestujących mieszkańców spotkała się w ostatnim czasie z Radą Miejską Gminy Chocz. W grupie osób przeciwnych inwestycji znalazł się kolejny syn państwa Wojtasów.

Jak ta budowa dojdzie do skutku to urządzę w gminie protest głodowy

- zapowiada zdecydowanie. Kolejna osoba podkreśla, że nie jest przeciwna samej hodowli. - Chodzi o to, że ona znajduje się zbyt blisko naszego domu. Kto chciałby mieć taką fermę pod oknem? - pyta. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że odpowiednie instytucje uznały odległość dzielącą budynek mieszkalny od działki, na której ma zostać zrealizowana inwestycja, za wystarczającą.

Zdzisław Wojtas podkreśla, że jego rodzina jest już zmęczona całym zamieszeniem.

Jak znajdzie się chętny, to jesteśmy gotowi wszystko sprzedać i wyprowadzić się tam, gdzie prawdziwy rolnik może spokojnie żyć i nikomu nie wadzi. Bo tutaj na wsi niedługo nie będzie można mieć żadnej hodowli. Już jak do nas weterynarz przyjeżdża to się śmieje, że żeby zobaczyć krowę to za chwilę będzie musiał jechać do ZOO

- mówi.

Przypomnijmy, że inwestorzy aktualnie mają fermę kaczek usytuowaną w centrum wsi. Teraz chcą wybudować drugą, która byłaby nieco oddalona od budynków mieszkalnych. Stara ma zostać zlikwidowana, a w nowej ma być prowadzony chów brojlerów kaczych z przeznaczeniem na produkcję mięsa. Łączna obsada wyniesie ponad 4600 kaczek. Do Brudzewka będą przywożone już odchowane, młode ptaki. Tucz w budynkach potrwa do 4 tygodni, do osiągnięcia wagi około 3 kg. Po tym okresie drób będzie sprzedawany, a kaczniki zostaną poddane czyszczeniu i dezynfekcji. W ciągu roku inwestor zamierza przeprowadzić 8 cykli produkcyjnych.

Kobieta z Gniezna złamała kwarantannę. Grozi jej kara 5 tys. złotych

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto