MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Z miłości do kolei się nie wyrasta... Grzegorz Jenerowicz od lat pasjonuje się tą dziedziną. Marzy o zbudowaniu kolejowej makiety

Damian Cieślak
Damian Cieślak
Zaczęło się banalnie. 6-letni chłopiec otrzymał w prezencie od rodziców małą kolejkę. Na środku pokoju rozłożył tory i wpatrywał się, jak lokomotywa jeździ w kółko. Taki był początek pasji, która trwała i rozwijała się latami. Dziś marzenie jest jedno - własna makieta kolejowa.

W Pleszewie nie jest anonimową postacią. Był dyrektorem "Trójki", jest radnym miejskim. Prywatnie Grzegorz Jenerowicz to wielki pasjonat kolei i tej części jego życia będzie poświęcony niniejszy artykuł. Pociągi towarzyszą mu od zawsze. Z domu miał blisko do dworca kolei wąskotorowej. Za każdym razem, gdy tamtędy przechodził, z zainteresowaniem przyglądał się stojącym na torach lokomotywom. Gdy zaczął studiować, podróż do Poznania zaczynał właśnie na stacji Pleszew Miasto, na której - jak wspomina - niemal zawsze były tłumy ludzi. Stamtąd docierał do Kowalewa, szybka przesiadka i jazda do stolicy Wielkopolski. - Trudno było się oderwać od kolejki, bo gdziekolwiek chciałeś jechać to najpierw była trasa Pleszew Miasto – Pleszew Wąsk., i dopiero później można było ruszać dalej. Nigdy nie pokonałem trasy do Krotoszyna, ale Pleszew – Kowalew była częścią mojego życia - opowiada.

W dzieciństwie miłość do kolei rozpalała i podtrzymywała pewna rodzinna legenda związana z osobą Ernesta Malinowskiego. Polski inżynier w drugiej połowie XIX wieku wybudował kolej transandyjską, która w miejscowości zwanej La Cima osiągnęła najwyższy punkt kolejowy świata. Dopiero w 2005 roku w Tybecie powstał wyżej położony odcinek linii kolejowej. - Moja mama z domu nazywa się Malinowska, więc chcieliśmy wierzyć, że Ernest był naszym przodkiem. To mnie też w pewnym stopniu "pociągnęło", choć jest to oczywiście bardziej legenda niż fakt - mówi z uśmiechem Grzegorz Jenerowicz. Mimo że mocno interesował się koleją, nigdy nie zamierzał wiązać z tą dziedziną swojej zawodowej przyszłości. Chętnie za to wybiera pociąg jako środek lokomocji, zwłaszcza przy okazji dłuższych podróży. - Jeśli wybieram się np. do Warszawy to stawiam na pociąg. Komfort jazdy jest na tyle duży, że dojeżdżam wypoczęty i gotowy do działania - opowiada.

Tory pełne wyjątkowych modeli

Kolejka otrzymana od rodziców rozbudziła ciekawość 6-letniego chłopca. Na początku była prosta zabawa - pociąg jeździł w kółko, ale z czasem kuzyn pokazał małemu Grzesiowi, że można to urozmaicić: podłączyć elektryczną sygnalizację, zrobić automatyczne zwrotnice, itp. Mijały lata, a miłość do kolei nie wygasała. Wręcz przeciwnie. Dziś Grzegorz Jenerowicz ma w swoich zbiorach wiele lokomotyw, wagonów oraz innych elementów składających się na infrastrukturę kolejową. - To jest „kanciak” - mówi wskazując na jeden ze spalinowozów. - Skąd taka nazwa? Przód lokomotywy ma kanciaste zakończenia. Został tak zbudowany, żeby funkcjonował w warunkach górskich. Chodziło o to, aby maszynista - w momencie, gdy lokomotywa jechała pod górę - miał lepszą widoczność - opowiada. Na torach stoją również wagony zwane „boczniakami”. - Wsiada się do nich nieco inaczej niż do współczesnych wagonów, mają bowiem drzwi na całej długości i wchodzi się bezpośrednio do przedziału - podkreśla. Jest kultowy Wars, jest zestaw wykonanych samodzielnie cystern. Kolejna lokomotywa to nagroda za członkostwo w TT-klubie.

Firma Tillig organizuje w Dolnej Saksonii warsztaty, na których m.in. można budować modele z elementów przez nich dostarczanych i to jest model zrobiony przeze mnie - mówi, wskazując na jedną z lokomotyw. - Mogę śmiało powiedzieć, że w Polsce jestem jedynym posiadaczem takiego modelu, bo nie spotkałem na tych warsztatach żadnego rodaka - dodaje. Każdy członek TT-klubu co 7 lat dostaje nową lokomotywę, a co rok wagon.

Modele można kupić w sklepach internetowych, zdobyć na giełdach, które odbywają się w Sosnowcu, Gdańsku czy Warszawie. Sieć daje możliwość wymiany z pasjonatami z wielu państw. Zdarzają się ciekawe przygody. Pan Grzegorz długo polował na obrotnicę. Znalazł ją w przystępnej cenie w czeskim sklepie internetowym. - Napisałem do sprzedawcy, że jestem zainteresowany kupnem. Następnego dnia otrzymałem odpowiedź, a po kolejnych dwóch paczkę, choć jej nie zamawiałem. Na szczęście rodzina się zlitowała i zapłaciła. Chyba to był dobry sposób, bo nie wiem, czy inaczej bym się zdecydował na zakup. A wspomniany sprzedawca do dzisiaj przesyła mi informacje o nowościach w sklepie - opowiada.

Jedno marzenie

Są różne sposoby podejścia do modelarstwa. Jedni zbierają modele i wstawiają do gabloty, drudzy wolą, jak wszystko się rusza i działa. Do tej drugiej grupy zalicza się Grzegorz Jenerowicz, który ma w swoich zbiorach modele w skali TT, a więc 1:120. Jego największym marzeniem jest stworzenie realistycznej makiety kolejowej. - W ostatnim czasie popularne jest budowanie makiety modułowej. Każdy modelarz koncentruje się na kawałku makiety swojego modułu. Każdy buduje wg własnego pomysłu, ale musi spełnić pewne wymogi. Chodzi o to, żeby wykonać elementy, które pozwolą na łączenie różnych modułów - opowiada pleszewianin. – To, co widzisz - wskazuje na makietę przygotowaną kilka lat temu wspólnie z uczniami "Trójki" - zgłosiliśmy do wspólnej zabawy na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Nasz moduł był połączony z kilkudziesięcioma innymi zrobionymi przez pasjonatów z Polski, Niemiec, Czech czy Węgier - podkreśla.

Sam nie będę dążył do zrobienia typowo modułowej makiety. Myślę o przygotowaniu stacji z odjazdami, które będą elementami szlaku, a które później będzie można połączyć z innymi modułami. Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda zrealizować to marzenie. Rod Stewart powiedział niedawno, że po 26 latach pracy jego makieta jest wreszcie gotowa, ale na takiej makiecie jest jak w życiu, czasami rozleci się budynek, czasem pojawi się nowy samochód, zawsze można coś na niej zmienić, dostawić. To jest praca, która nigdy się nie kończy - mówi.

Epoka parowozów

Każdy modelarz ma swoją ulubioną epokę, której poświęca najwięcej uwagi. Pierwsza to najdawniejsze dzieje kolei, piąta i szósta to czasy najnowsze. Grzegorz Jenerowicz najbardziej lubi trzecią, a więc parowozy i modele z lat 50. oraz 60. Epoka determinuje wygląd makiety. Trzeba bowiem całe otoczenie dostosować do danego okresu historii. Jeśli na stacji stoi parowóz z lat 60., to na przejeździe kolejowym na podniesienie szlabanu nie czeka najnowsze maserati. - Bardzo lubię trzecią epokę ze względu na parowozy. Mają one swój urok. Nowoczesne modele parowozów nie tylko jeżdżą, ale wydają dźwięki, dymią jak prawdziwe - podkreśla pasjonat. Są dwa sposoby sterowania modelami. Klasyczny, czyli włącza się transformator i lokomotywa rusza w lewo lub w prawo, a razem z nią pozostałe pociągi lub nowoczesny z wykorzystaniem najnowszych technologii - każda lokomotywa ma swój dekoder cyfrowy i można nią sterować nawet z aplikacji telefonu.

Spinki z kółek

- Rodzina zdaje sobie sprawę z mojego wariactwa i chyba uznaje je za nieszkodliwe, bo mnie wspiera - śmieje się pan Grzegorz. Na 21. rocznicę ślubu otrzymał od żony spinki zrobione z kółek lokomotywy. Świąteczne prezenty też bardzo często zawierają kolejowe motywy. Najbliżsi pomagają od lat w różny sposób. - Syn w jednym z konkursów wygrał dla mnie model spalinowozu Gagarin. To radziecka lokomotywa, która jeździła m.in. w Polsce po II wojnie światowej (można ją spotkać również dzisiaj). W ZSRR nazywano ją bębnami tajgi, bo to była maszyna, która nie miała tłumika i jak jechała to podobno w okolicznych domach z półek spadały wszystkie szklanki - opowiada. Jeden z wagonów to z kolei nagroda za 2. miejsce w konkursie fotograficznym organizowanym przez firmę Tillig. Zdjęcie miało przedstawiać dziecko bawiące się kolejką i tutaj sukces pan Grzegorz zawdzięcza swojej córce.

Nie tylko kolejki

Grzegorz Jenerowicz jest również miłośnikiem lotnictwa. Zbudował mnóstwo modeli samolotów w skali 1:33. Część z nich na pewno znajdzie swoje miejsce w specjalnym pomieszczeniu, w którym będzie stała również makieta kolejowa. - W "Trójce" organizowaliśmy wystawy modeli kartonowych, entuzjastów nie brakowało - mówi. Jako dyrektor ZSP nr 3 w Pleszewie z bliska uczestniczył w przygotowaniach pierwszych edycji Pleszewskich Spotkań Kolekcjonerskich. Tam również mogliśmy podziwiać kolejki, jak i samoloty, które w swoich zbiorach posiada pan Grzegorz. - Bardzo cieszę się, że poznałem Piotra Świderskiego i Przemka Konopczyńskiego, bo to są ludzie, którzy mają świetne pomysły. Mam nadzieję, że w tym roku pandemia już pozwoli na zorganizowanie imprezy - podkreśla.

Polub nas na FB

POLECAMY RÓWNIEŻ:

Kiedyś gościły niemal w każdym domu. Dziś stanowią gratkę dl...

Gdyby uruchomił wszystkie, potężny hałas nie pozwoliłby mu z...

Ma 800 butelek różnego rodzaju trunków, a żadnej nigdy nawet...

Człowiek wielu pasji. Kolekcjoner znaczków, ołowianych figur...

Damian Szwedziak z miłości do wspinaczki... zbudował campervana

Andrzej Mogielnicki - tekściarz spełniony. „Nigdy nie brałem pieniędzy za z góry napisany tekst”

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Premier Izraela stanie przed Trybunałem w Hadze? Jest wniosek o areszt

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto