Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

STANOWISKA - UPOlityczniona Agencja Nieruchomości Rolnych

Łukasz Cieśla
Osoba związana z ANR prosiła o pomoc starostę Tomasza Bugajskiego, ale jego interwencja nie przyniosła skutku
Osoba związana z ANR prosiła o pomoc starostę Tomasza Bugajskiego, ale jego interwencja nie przyniosła skutku A. Świderska
Agencja Nieruchomości Rolnych w Poznaniu jest schronem dla partyjnych działaczy. Tak przynajmniej twierdzą pracownicy ANR. Uważają, że w ich firmie stanowiska są rozdawane z klucza polityczno-towarzyskiego. I mimo zmiany kolejnych rządów, nic się nie zmienia. Każda partia, która wygrywa wybory, traktuje bowiem ANR jako miejsce, gdzie można ulokować zaufanych ludzi.

Zatrudnienie w agencji znajdowały osoby związane właściwie ze wszystkimi opcjami politycznymi. Ich awanse oraz odwołania mają być uzależnione od tego, która opcja znajduje się akurat przy władzy. Przykładowo za czasów rządów PiS, wskutek nacisków politycznych, ze stanowiskiem dyrektora poznańskiego oddziału pożegnał się Antoni Obacz. Był kojarzony ze Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym.

Na początku 2007 roku, gdy ministrem rolnictwa był Andrzej Lepper, o jego odwołanie dyrektora zabiegali działacze Samoobrony. Obacz naraził się, gdy zgodnie z wyrokiem sądu zamierzał odebrać ziemię dzierżawioną przez rolnika kojarzonego z Samoobroną.

Jak mówią nasi informatorzy, po objęciu władzy przez PO, w polityce kadrowej ich firmy nic się nie zmieniło. Nadal kluczowe znaczenie przy obsadzie stanowisk mają mieć poparcie polityczne i układy towarzyskie. Obecnie w Wielkopolsce decydujące znaczenie w sprawach kadrowych ma mieć regionalny lider Platformy Waldy Dzikowski. Jego zaangażowanie w ANR wywołało spore niezadowolenie w samej PO.

Szefem poznańskiej ANR jest Krzysztof Urbaniak. Został dyrektorem poznańskiego oddziału latem 2007 roku, jeszcze za rządów PiS. Przed przyjściem do ANR nie zajmował się zarządzaniem nieruchomościami lecz był doradcą ówczesnego ministra sportu Tomasza Lipca. Gdy jesienią 2007 roku wybory parlamentarne wygrała PO, Urbaniak zachował stanowisko. Biorąc pod uwagę realia panujące w państwowej agencji, w której w przeszłości nowe ekipy rządzące dokonywały czystek kadrowych na kierowniczych stanowiskach, była to niecodzienna sytuacja.

Według Waldego Dzikowskiego, szefa wielkopolskiej PO, przeważyły kompetencje Urbaniaka i bardzo dobra opinia u przełożonych z Warszawy. W ciągu kilku miesięcy mieli się poznać na zaletach nowego dyrektora poznańskiej ANR. Pracownicy agencji wskazują na inny powód - zadecydować miał fakt, że ich szef jest bratem posła PO Jarosława Urbaniaka z Ostrowa Wlkp. - Sugestie, że miałem wpływ na utrzymanie posady dla brata, są nieprawdziwe. Nie mieszałem się i nie mieszam w sprawy agencji - zaprzecza poseł Urbaniak.

O stanowisko dla Krzysztofa Urbaniaka miała także zabiegać inna spokrewniona z nim osoba. Taka informacja znalazła się w notatce, która w zeszłym roku trafiła do Tomasza Bugajskiego, starosty pilskiego z PO. Bugajski był jej adresatem, bo jest członkiem zarządu wielkopolskiej PO. Autor listu, którym była osoba związana z ANR, sądził też, że pilskiemu staroście, jako osobie spoza Poznania, uda się wyjaśnić zarzuty o nepotyzm. Zawiadomienie o rzekomych nieprawidłowościach w agencji nie zostało wysłane do Waldego Dzikowskiego, bo z listu wynikało, że jako szef regionu wstawił się za Urbaniakiem. Podczas spotkania, na którym dyskutowano o sytuacji w ANR, tłumaczył ponoć, że stanowisko ma zostać zachowane ze względu "na kolegę posła" oraz prośbę jeszcze jednego krewnego.

Pilski starosta Tomasz Bugajski próbował zainteresować sprawami kadrowymi w poznańskiej ANR warszawskich polityków Platformy. O pomoc nie zwracał się do wielkopolskich działaczy partii. Zapewne zdawał sobie sprawę, że w macierzystym regionie niewiele wskóra. Jak wynika z naszych ustaleń, Bugajski interweniował u Julii Pitery. Jego wysiłki na niewiele się zdały. - Nie chcę mówić o szczegółach tej sprawy. Niezręcznie mi komentować sytuacje związane z działaczami PO - tłumaczy Tomasz Bugajski.

Waldy Dzikowski twierdzi zaś, że nie zna treści notatki, która miała trafić do Bugajskiego. Odrzuca jednak sugestie o nepotyzm.

Osoby zatrudnione w agencji, do których dotarliśmy, twierdzą, iż polityka i układy mają wpływ także na obsadę niższych stanowisk. Rozmawialiśmy z pracownikiem agencji, który wprost przyznał, że także zawdzięcza posadę znajomości z jednym z ważnych polityków.

- Właściwie każdy etat w ANR dostaje się po znajomości - zapewnia nasz rozmówca. - Najważniejsze to załapać się na jakikolwiek etat. Potem bez konkursu, jeśli ma się "plecy", można dostać nawet kierowniczy stołek - dodaje.

Nasi rozmówcy z agencji wskazują, że sposobem na zatrudnienie zaufanej osoby jest przyjęcie do Jednostki Gospodarczej Zasobu. To placówki terenowe rozsiane po Wielkopolsce. Pełnią pomocniczą funkcję wobec ANR w Poznaniu. Aby przyjąć kogoś do JGZ, nie trzeba organizować konkursu. Pracownicy twierdzą, że w ten sposób daje się pracę znajomym. Kolejną metodą jest rozpisanie konkursu pod konkretne osoby. Często są jedynymi kandydatami. Ponoć wymagania określane są w taki sposób, by spełniała je wskazana osoba. Pracownik z konkursu zostaje przyjęty na niższe stanowisko, ale niebawem może dostać jedną z kierowniczych funkcji.

Pracownicy zwracają także uwagę, iż w ANR część pracowników przechodzi zaskakującą bardzo szybką ścieżkę kariery. Tak miało być m.in. z emerytem z Warszawy. W zeszłym roku został przyjęty na głównego specjalistę w Sekcji Gospodarowania Zasobem poznańskiej ANR. Niebawem, bez konkursu, został kierownikiem innej komórki: Sekcji Organizacyjnej. Stał się więc osobą odpowiedzialną za kadry.

Pracę w agencji znalazł także radca prawny Marcin Klemenski. W konkursie na stanowisko specjalisty był jedynym kandydatem. To bratanek Mateusza Klemenskiego, członka PO i prezesa spółki Skarbu Państwa Agropol w Sokołowie koło Wrześni. Nasi rozmówcy, również ci związani z Platformą, zwracają uwagę, że ma on wpływ na obsadzanie stanowisk w instytucjach rolnych. Informatorzy twierdzą, że Mateusz Klemenski doradza wielkopolskiemu liderowi PO Waldemu Dzikowskiemu. Jest także znajomym Rafała Grupińskiego, sekretarza stanu w Kancelarii Premiera. Mateusz Klemenski w przeszłości był jego społecznym asystentem.

- Rzeczywiście, konsultuję się z Mateuszem w sprawach kadrowych dotyczących instytucji rolnych - potwierdza Dzikowski. - Ja nie mam takiej wiedzy jak on i dlatego nieraz opieram się na jego doświadczeniu.

Mateusz Klemenski zaprzeczył, by załatwiał pracę swojemu bratankowi. Pracę w ANR znalazł również Bogumił Paul. To syn Janusza Paula, pracownika agencji i jednocześnie wieloletniego dzierżawcy ziemi od agencji. Janusz Paul, który był jednym z bohaterów naszego wczorajszego tekstu, stwierdził, że nie załatwiał synowi pracy.

Krzysztof Urbaniak nie chciał z nami rozmawiać o sytuacji w ANR. Odmówił udzielenia wywiadu autorowi artykułu. Odpowiedzi na nasze pytania przesłała nam Sylwia Stawujak, która w poznańskiej agencji odpowiada za kontakty z mediami.

- Nabór kandydatów do ANR jest otwarty i konkurencyjny - zapewnia Sylwia Stawujak. - Wszystkie wymienione osoby spełniały wymogi formalne oraz posiadały bardzo duże doświadczenie.
Pracownicy ANR twierdzą, że w niektórych sytuacjach partyjna przynależność nie pomaga w zachowaniu etatu w ANR. Miał się o tym przekonać Dariusz Świerczyński, członek PO i długoletni pracownik agencji. Przez pewien czas był zastępcą dyrektora Urbaniaka. Został zwolniony ze stanowiska. Między nim a dyrektorem miało dojść do konfliktu. - Wydaje mi się, że między nim a Krzysztofem Urbaniakiem nie było chemii - komentuje Waldy Dzikowski.

Świerczyński pozwał pracodawcę do sądu pracy zarzucając mu bezprawne zwolnienie. - Mówi się, że musiał odejść, bo miał zagrażać pozycji dyrektora oddziału - mówi pracownik agencji piastujący kierownicze stanowisko. - U nas panują układy, które nie zawsze przebiegają według przynależności partyjnej, ale zgodnie z powiązaniami towarzyskimi. Dlatego może być tak, że ktoś z PO poleci ze stołka, a ktoś z PiS czy innej partii będzie zadowolony.

O prawdziwości tej tezy może świadczyć przypadek Tomasza Dutkiewicza, popieranego przez PiS. Za rządów tej partii kierował poznańską Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Po odwołaniu został szefem stadniny koni w podpoznańskim Iwnie. Podlega ona pod ANR. Z naszych informacji wynika, że Krzysztof Urbaniak zna się z Dutkiewiczem. Ponoć odbywa u niego staż myśliwski. Urbaniak, zapytany o to przez nas, stwierdził, że to jego prywatna sprawa.

Z ANR związany jest także Krzysztof Adamkiewicz, również kojarzony z PiS. Obecnie jest zastępcą dyrektora Agencji Rynku Rolnego w Poznaniu. Ale formalnie łączy go stosunek pracy również z ANR. Jego przełożeni z tej agencji udzielili mu bowiem dwuletniego urlopu bezpłatnego.

Jak wynika z naszych informacji, sytuacją w poznańskiej ANR zainteresowała się centrala agencji. W momencie przygotowywania naszego artykułu, trwała kontrola biura prezesa z Warszawy. Jej wyniki mają być znane za kilka tygodni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: STANOWISKA - UPOlityczniona Agencja Nieruchomości Rolnych - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto