Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po jej chleb mieszkańcy Pleszewa ustawiali się w kolejce

Irena Kuczyńska
Marianna Gogulska - Pleszew - 90 urodziny
Marianna Gogulska - Pleszew - 90 urodziny Archiwum rodzinne
Marianna Gogulska skończyła 90 lat. Przez pół wieku prowadziła w Pleszewie piekarnię i cukiernię przy ul. Sienkiewicza 5.

Marianna Gogulska przeżyła 90 lat, z tego 70 w Pleszewie. Pięćdziesiąt lat temu pochowała męża, dziewiętnaście lat temu jedynego syna. Życie jej nie rozpieszczało, ale jest uśmiechnięta i szczęśliwa. Mieszka z córką i z zięciem, a wnuki i prawnuki wpadają do babci, kiedy tylko mają wolną chwilę.
A ona czeka , z domu nie wychodzi i cieszy się z każdej wizyty. Mnie z panią Marianną umówiła Kasia Śmigielska – żona wnuka Jarka.
Starsza pani czekała na mnie w salonie, uśmiechnięta, wystrojona, w delikatnym makijażu i z sercem na dłoni.
Na stole pachniała kawa i ciasto upieczone przez córkę Reginę. Była też nalewka, którą specjalnie dla teściowej robi zięć Jerzy Śmigielski.
Przy stole potoczyły się rozmowy o pracowitym dzieciństwie, które pani Marianna spędziła w Brzeziu, gdzie jej rodzice mieli duże gospodarstwo. Pracy dla czterech córek i czterech synów, u Dymnych nie brakowało. Było pole, był młyn, pasło się krowy na łąkach, które rozciągały się zaraz za stodołą. Szkoła była na miejscu, kościół też, to też do Pleszewa chodziło się rzadko.
Marianna była piątym dzieckiem z rzędu. Kiedy wybuchła wojna, miała 13 lat i podobnie jak inne polskie dzieci, musiała iść do pracy do majątku do Niemca.
Starsze rodzeństwo kolejno wychodziło z domu. Każda siostra, jako wiano, otrzymała od ojca zboże. Wesela były w domu. Jedna z sióstr dostała małe gospodarstwo w sąsiedztwie rodziców, reszta szła w świat.
I tak, w 1945 roku, przyszła kolej na panią Mariannę. Stanisława Gogulskiego przywiózł do Brzezia kolega, który pracował na kolei i czasem coś mu w piekarni pomógł zreperować.
Kolega miał motor więc przywiózł Stanisława do Dymnych, którzy mieli trzy córki na wydaniu. Pleszewianin wybrał Mariannę, chociaż była o 13 lat młodsza. – Jej rodzice byli zadowoleni, po pierwsze chłopak z miasta, po drugie nie był biedny. Dali więc błogosławieństwo i po roku był ślub – mówi Jerzy Śmigielski, który o losach teściowej wie wszystko.
Po ślubie, którego udzielał ks. Grzesiak z Gołuchowa, po weselu młoda para przeniosła się do Pleszewa do domu Goguls-kich przy ul. Sienkiewicza 5, gdzie już był prąd. W Brzeziu jeszcze były żelazka na dusze i lampy naftowe. Jeszcze żyła teściowa pani Marianny, ale po kilku miesiącach staruszka zmarła i młoda para musiała sama sobie radzić.
– Domek był mały, z przodu sklepik, z tyłu była piekarnia, w której od północy piekło się chleby, a od rana się je sprzedawało – wspomina Marianna Gogulska. Chleb był ,,przerobny’’ i ustawiały się po niego kolejki.
Potem kolejno rodziły się dzieci: w 1947 Regina, trzy lata później Krystyna i w 1951 roku Tadeusz.
– Jedno dziecko w koszyku drugie na huśtawce, wyrabianie chleba, ,,werkowanie’’, pieczenie, sprzedawanie, prowadzenie ksiąg rachunkowych, doglądanie domu i dzieci – wylicza zajęcia pani Marianny zięć. Zna to wszystko z opowiadań. Jest w rodzinie ponad 40 lat. W końcu lat 50. Gogulscy musieli zamknąć piekarnię, nie dostali przydziału mąki a pan Stanisław zaczął rowerem dojeżdżać do pracy w piekarni w Sobótce. Potem udało się piekarnię znów otworzyć. Ale mąż pani Marianny podupadł na zdrowiu.
W 1966 roku zmarł. Została z trojgiem dzieci, najstarsza Regina miała 19 lat, Tadzio miał 15. Umiała wypiekać chleby i ciasta, ale ... nie miała papierów. Trzeba było zdobyć dyplom czeladnika a potem mistrza. I udało się.
Marianna Gogulska prowadziła piekarnię i jeszcze uczniów wprowadzała w tajniki piekarskiego fachu. Na szczęście dorastał Tadeusz. Uczył się na cukiernika w Ostrowie Wlkp.
Nowe czasy wymagały nowych wyzwań. Pojawiła się u Gogulskich maszyna do wyrabiania chleba i porcjowania bułek. Ale nadal trzeba było o 22.00 zarobić ciasto i nad ranem, kiedy już wygarowało, formować bochenki i wsuwać je łopatą do piersiowego pieca. I tu była potrzebna pani Marianna, najpierw pomagała mężowi, a potem czeladnikowi. – Spać się nie kładłam, siedziałam i drzemałam na krzesełku, czekając, aż mnie zawołają – wspomina staruszka.
W 1974 roku na fundamentach starego domu zbudowali nowy piętrowy dom. Wtedy ożenił się syn, chleba już się u Go-gulskich nie piekło, tylko wyroby cukiernicze.
– Pączki i pierniki to babci specjalność – mówi z uznaniem wnuczka Justyna. Jeszcze teraz, przed Bożym Narodzeniem, pierniki u Śmigielskich wypiekane są pod dyktando babci Marianny.
Kiedy syn się ożenił, mama mu przekazała cały warsztat, ale nadal w cukierni pracowała z nim i z uczniami. Syn zajmował się też zaopatrzeniem. , syn raczej zajmował się zaopatrzeniem. To wtedy poszerzono asortyment o lody.
– U Gogulskich w latach 70. pojawił się pierwszy w Ple-szewie automat do lodów włoskich carpigiani , ustawiały się kolejki – podkreśla zięć. Pamięta, że to on przywiózł automat do Ple-szewa.
Marianna Gogulska była aktywnym członkiem Cechu Rzemiosł Różnych w Pleszewie, kształciła uczniów. To spod jej ręki wyszli znani pleszewscy cukiernicy: Paweł Galant i Krzysztof Kunert. Ten drugi, co prawda już teraz nie prowadzi działalności cukierniczej, ale pamięta u kogo zdobywał szlify.
To w jego sali bankietowej ,,Ewa’’ hucznie obchodzono 90. urodziny pani Marianny. To on - co widać na zdjęciach - z szacunkiem ucałował dłoń szefowej, składając jej życzenia urodzinowe. Bo urodziny pani Marianny były wspaniałe. Były obydwie córki z mężami, wnuk Jarek z żoną Kasią i z dziećmi, Justynka z mężem i z dziećmi, Agnieszka z mężem. Nieobecna była tylko wnuczka Edyta z rodziną. Ale było kuzynostwo i przede wszystkim sąsiadka - Marianna Dajczakowa, która często wpada do pani Marianny na kawkę i na ploteczki. A na urodzinach siedziała przy jubilatce.
Pani Marianna lubi towarzystwo, lubi oglądać seriale w telewizji, słucha radia, czyta bez okularów, mszę św. ogląda w niedzielę w telewizji. Lubi sprzątać i się krzątać po domu. Lubi mieć wymalowane paznokcie, lubi mieć zrobione włosy.
Piękne imię, które kiedyś urzędnicy jej skrócili, odcinając ,,anna’’, przekazała prawnuczce Mariannie – córce Jarka i Kasi, dzięki którym powstał ten artykuł.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto