Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pleszewscy strażacy opowiadają o dwutygodniowej walce z pożarami lasów w Szwecji. Jak wyglądały kolejne dni pracy? Co ich zaskoczyło?

Damian Cieślak
Strażacy z pleszewskiej komendy, którzy brali udział w akcji gaszenia pożarów w Szwecji, wrócili do domów. Zmęczeni, ale zadowoleni z dobrze wykonanej pracy. - Były dni, gdzie spaliśmy po 2-3 godziny - mówią. Trudy wynagradzała życzliwość miejscowych. W Szwecji byli witani i żegnani jak bohaterowie. W Świnoujściu za wytrwałość i znakomitą pracę dziękował premier Mateusz Morawiecki.

Takiego lata nie pamiętają najstarsi Szwedzi. Średnia temperatura w lipcu i sierpniu wynosi 16 stopni. W tym roku jest dwa razy wyższa. Od maja panuje susza. Gdy w połowie lipca miejscowy rząd w ramach Europejskiego Mechanizmu Ochrony Ludności prosi o pomoc państwa Unii Europejskiej, tamtejsze lasy płoną od dobrych kilku tygodni. Do Szwecji udają się strażacy z kilku krajów. Z samej Polski wyruszyły 44 wozy gaśnicze i 140 strażaków. Wśród nich piątka śmiałków z pleszewskiej komendy: st. ogn. Grzegorz Wawrzyniak, asp. Mariusz Glapa, mł. asp. Jacek Nowak, st. ogn. Marek Czaplicki i st. ogn. Marcin Woźniak.

Szybka decyzja

Decyzję o wyjeździe musieli podjąć błyskawicznie. - Miałem może 40 minut na przygotowanie - opowiada Grzegorz Wawrzyniak, który pełnił funkcję dowódcy pleszewskiego zastępu. - Ja byłem wtedy na służbie. Wziąłem to, co miałem pod ręką. Po resztę rzeczy pojechałem do domu i stamtąd koledzy zabrali mnie już prosto do Poznania - dodaje Mariusz Glapa. Tam wyznaczono miejsce zbiórki dla wielkopolskich jednostek. - Jesteśmy częścią poznańskiego, specjalistycznego modułu do gaszenia pożarów lasów. W naszej jednostce do tej grupy należy 13 osób. I z tego grona w kilka minut musieliśmy wybrać pięć osób - opowiada Grzegorz Wawrzyniak.

Szwedzka pizza

Kolejnym punktem podróży było Świnoujście. Stamtąd strażacy promem udali się do Szwecji. Witano ich jak bohaterów. - Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Ludzie stali wokół drogi z flagami, banerami - mówi Mariusz Glapa. - Czym bliżej było miejscowości, w której pracowaliśmy, tym więcej stało ludzi - dodaje st. ogn. Wawrzyniak. Życzliwość miejscowych towarzyszyła im do samego końca. - Zdarzyło się nawet, że właścicielka pizzerii przywiozła dla nas na odcinki bojowe 60 porcji pizzy - opowiada Mariusz Glapa.

Dwie godziny snu

Baza wypadowa, w której nocowali strażacy, znajdowała się w w środkowej części kraju, w miejscowości Sveg. Pleszewski zastęp brał udział w działaniach w okolicy oddalonej o 60 kilometrów na wschód od bazy. Była to miejscowość Karbole. - Tam znajdował się nasz odcinek bojowy, który miał około 7 kilometrów długości - tłumaczy Grzegorz Wawrzyniak.

Strażacy rozpoczęli od mocnej i intensywnej pracy. Miejscowość była już bezpośrednio zagrożona pożarem. Ludność została ewakuowana. Podstawowym zadaniem była budowa linii obrony. W planach było utworzenie drugiej linii, tym razem ataku, ale zamierzenia pokrzyżowała pogoda. - Zmienił się wiatr i pożar szedł prostu na strażaków. Najtrudniejsze były pierwsze dni. - Spaliśmy po 2-3 godziny - opowiadają.

Z czasem polska grupa została podzielona na dwie zmiany. Każda pracowała 12 godzin. - Mieliśmy czas, żeby wrócić do obozu, wyspać się, wykąpać, coś zjeść - opowiada Mariusz Glapa. Codziennie strażacy byli dowożeni autobusami 60 km na miejsce pożaru.

Nasz kontyngent logistycznie był zabezpieczony na dwa tygodnie. Własne kontenery, namioty i żywność. Szybko jednak z pomocą ruszyli Szwedzi. - Wspierali nas w zakresie posiłków, picia, z ich strony mieliśmy zabezpieczone tankowanie pojazdów - opowiadają nasi rozmówcy.

Odmienna taktyka

Strażaków zaskoczyła odmienna taktyka stosowana przez Szwedów przy gaszeniu pożarów lasów. - U nas pożar się atakuje, a tam czeka się jak ogień przyjdzie. Na początku tego nie rozumieliśmy, dopiero, po zapoznaniu się z ukształtowaniem terenu, wszystko stało się jasne - podkreśla Mariusz Glapa.

Teren był bardzo górzysty, skalisty, więc prowadzenie akcji byłoby bardzo trudne. Strażacy więc musieli wybudować pas, przez środek którego przebiegała droga. Po bokach nie mogło być żadnych drzew, ani innych elementów, które mogłyby się palić. - W tym pasie tworzyliśmy linie gaśnicze i czekaliśmy, jak ten pożar dojdzie - opowiada asp. Glapa.

Strażacy podkreślają, że pobyt w Szwecji był ciekawym doświadczeniem. Dał możliwość pracy z wykorzystaniem samolotów, helikopterów, ze strażakami z innych państw.

Dzień się nie kończy...

W tym rejonie kraju przez większą część doby na dworze jest jasno. - To był trochę szok. Kładliśmy się spać o północy, było szaro, wstajemy dwie godziny później, a na dworze było już jasno - dzieli się wrażeniami Grzegorz Wawrzyniak. W tym przypadku długi dzień miał swoje dobre strony. - Dla nas to było pozytywne, bo ułatwiało nam pracę. Nie było ciemności, która w jakiś sposób, by nam utrudniała życie - dodaje Mariusz Glapa.

Powrót do domu

Takiej reklamy jaką Polsce w Szwecji zrobili strażacy, nie zrobił nikt od wielu lat. Ostatniego dnia pobytu naszych strażaków w tym kraju, do miejscowości Karbole powrócili mieszkańcy. Było wiele podziękowań od władz lokalnych, od jednego z ministrów, ale też od zwykłych ludzi. W Świnoujściu na strażaków z gratulacjami czekali przedstawiciele polskiego rządu.

- Jesteśmy niebywale dumni z waszej pracy. Z tego, że potwierdziliście naszą narodową specjalność, jaką jest solidarność z innymi w trudnych momentach- mówił premier Mateusz Morawiecki. Po uroczystym powitaniu strażacy wrócili do swoich jednostek. Teraz czas na zasłużony odpoczynek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto