Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł Milczarek z Dobrzycy ukończył na początku września liczący 170 kilometrów ultramaraton górski przebiegający przez trzy państwa Europy

RED
Paweł Milczarek w niedzielę, 2 września o 9 rano ukończył jeden z najtrudniejszy ultramaratonów na świecie - Ultra Trail du Mont Blanc. Dobrzyczanin dystans aż 170 kilometrów pokonał w czasie 39h 07min 13s i zajął 628 miejsce w klasyfikacji generalnej

Ultra Trail du Mont Blanc, w skrócie UTMB, to jeden z najtrudniejszych ultramaratonów górskich w Europie. Uczestnicy muszą pokonać 170 kilometrów, a łączne przewyższenie to prawie 10000 m w górę i w dół. Trasa wiedzie malowniczymi szlakami dookoła masywu Mont Blanc i przebiega przez trzy państwa: Francję, Włochy i Szwajcarię. Wśród blisko 2561 zawodników z całego świata na starcie 31 sierpnia pojawił się także Paweł Milczarek, który w trakcie biegu walczył z warunkami atmosferycznymi, ukształtowaniem terenu i własnymi słabościami. Dostarczył nam wielu emocji. Z niecierpliwością śledziliśmy każdy kilometr i wypatrywaliśmy go w kolejnych punktach kontrolnych, aż po 39 godzinach zobaczyliśmy go na mecie. W tym czasie na sen poświęcił zaledwie kilkanaście minut.

Krótka przygoda z Ultra

Dobrzyczanin swoją przygodę z bieganie ultramaratonów rozpoczął dopiero rok temu. Od tego czasu wystartował w 7 ultramaratonach. Zaczynał od biegania w Polsce, ale apetyt rósł w miarę jedzenia i postanowił wystartować w jednym z najbardziej prestiżowych biegów na świecie. - Na pierwszym ultra usłyszałem o UTMB. Zrobiłem wówczas maślane oczy i zapragnąłem ukończyć ten bieg - wspomina dzisiaj. Z perspektywy czasu dodaje jednak, że był to trochę szalony pomysł. - Wychodzę z założenia, że jeśli człowiek wyznacza sobie jakiś cel, to zrobi wszystko by go zrealizować, a posiadając tylko marzenia, niekoniecznie doczeka się ich spełnienia - dodaje.

Sporo wątpliwości

Jeszcze na kilkanaście godzin przed startem w głowie Pawła kłębiło się wiele negatywnych myśli. W końcu ostatnie biegi, nie poszły tak, jakby chciał. - Pod koniec lipca zacząłem wątpić w to, że przebiegnę UTMB. Praktycznie do samego biegu miałem mieszane uczucia. Nie chciałem w nim nawet wystartować. Ciągle w głowie miałem myśl, że tyle treningów w Tatrach, tyle przygotowań, to jednak za mało - zdradza ultramaratończyk.

Na kilka dni przed startem udało mu się pobiegać raz w górach Dynarskich, raz w Dolomitach i raz w Alpach Rodanu - Mogło by się wydawać, że to sporo, ale mnie to nie satysfakcjonowało - zauważa. Ostatnia noc przed startem była niespokojna. W końcu coś na co czekał cały rok miało nadejść za kilka godzin.

Rano około godziny 8 organizator przysłał sms-a, w którym zrezygnował z jednego z wzniesień, z powodu śmiertelnego wypadku, który miał miejsce na dzień przed rozpoczęciem biegu. Po południu wraz z plecakiem ważącym 5 kilometrów udał się do centrum Chamonix. - W całym miasteczku czuć już było atmosferę wielkiego święta oraz… złą pogodę. Deszcz padał coraz mocniej, a ciemne chmury spowijały ogromne masywy górskie otaczające alpejski kurort - mówi.

Wybiła godzina „X”

Po miesiącach treningów nadszedł jednak ten moment. Piątek wieczór, Chamonix, plac przy kościele św. Michała, ok 2500 biegaczy czeka, aż wybije magiczna godzina 18:00. W tle słychać już hymn biegu , czyli utwór „Conqest of Paradise” w wykonaniu Vangelis. - Niestety, z racji tego, że dotarłem na linię startu na około pół godziny przed rozpoczęciem biegu, znalazłem się na końcu stawki. Start to był blisko 15 minutowy chód, ale dzięki temu udało mi się przybić piątkę z moją ekipą wsparcia: Kingą, Łukaszem i Agatą - wspomina.

Prawdziwy bieg rozpoczął się dopiero na 50 km i podbiegu pod Croix du Bonhomme , który leży na wysokości 2443 m.n.p.m. - Na tym odcinku miałem lekki kryzys, bo zachciało mi się spać. Podczas ultramaratonów w Polsce udawało mi się zamknąć oczy podczas biegu i wypoczywać. Wyszukałem dość równy odcinek i zamknąłem oczy, aż do momentu gdy je otworzyłem w odległości kilku centymetrów od ziemi. Momentalnie odechciało mi się spać - opowiada. W trakcie biegu można było zaobserwować kilku biegaczy, którzy rozkładali folię NRC i urządzali sobie drzemki. Dobrzyczanin z odpoczynku wolał jednak zrezygnować, bo obawiał się, że jeśli mięśnie się zastaną, to będzie problem z kontynuacją biegu.

Gdy zaczęło świtać włoskie Alpy zaczęły odsłaniać swoje piękno z półmroku owianego ciemnymi chmurami. - Im wyżej wbiegałem tym było piękniej. Przez 9 km raczyłem się widokiem wschodzącego słońca nad Alpami - wspomina i to mimo ujemnej temperatury, która towarzyszyła biegaczom.

Na 100 kilometrze czekało wzniesienie, które wszystkim dało się we znaki.- Nie dość, że było mocne nachylenie, to dodatkowo zaczął wiać wiatr oraz padać deszcz, a ja musiałem dwa razy łapać oddech - mówi. Wówczas do mety zostały mu jeszcze cztery podbiegi, a brak snu był coraz bardziej odczuwalny. Zwidy oraz omamy były coraz częstsze, ale do mety było już znacznie bliżej. „Tylko” kilkanaście kilometrów, a Paweł z każdym przebiegniętym kilometrem mijał kolejnych zawodników.

Upragniona meta

Po 39 godzinach morderczego biegu Paweł pojawił się na przedmieściach Chamonix. Zamiast kijków wziął do ręki Polską flagę, którą podarowała mu Kinga i pobiegł do mety. - Była to około 9:00 rano. Na mecie czekało na mnie trochę kibiców, którzy dopingowali mój finisz - podkreśla dobrzyczanin, który na mecie nie krył radości z ukończenia biegu i w rozmowie z „Gazetą Pleszewską” podkreślał, że gdyby do mety było jeszcze kilkanaście kilometrów, to z pewnością dałby radę.

- Radość moja jest tym większa, że UTMB jest moim 6 udanym ultramaratonem w życiu. Na przyszłość będę starał się ukończyć bieg jak najszybciej, gdyż po dwóch zerwanych nocach, różne rzeczy dzieją się
z organizmem - podkreśla dobrzyczanin.

Długa lista podziękowań

Paweł Milczarek ten bieg postanowił zadedykować swojej dziewczynie Kindze, która przez ostatnie miesiące dzielnie znosiła jego przygotowania i utwierdzała go w przekonaniu, że „da radę”.

Start w UTMB nie byłby możliwy bez wsparcia sponsorów: firmie Woz-Trans Logistics (Sponsor główny), Tim-BHP,

Starostwu Powiatowemu w Pleszewie, Miastu i Gminie Dobrzyca, Płomyk, Bankowi Spółdzielczemu w Jarocinie, Spomasz oraz firmie Almas. - Dziękuję za wsparcie Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pleszewie. Podziękowania składam również dla pani Doroty Łubniewskiej, mł. bryg. Waldemara Barańskiego, bryg. Tomasza Wiśniewskiego, st. kpt. Rolanda Egierta, Przemysława Walewskiego, Marka Szewczyka, jak również całej załodze KP PSP w Pleszewie oraz każdemu, kto przyczynił się choćby w małym stopniu do mojego małego sukcesu - podkreśla Paweł Milczarek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto