Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O czym marzyłeś, kiedy byłeś małym chłopcem? Pisze prof. Jan Miodek

Prof. Jan Miodek
Fot. Janusz WóJtowicz / Polskapresse

Rzecz o języku
Marcinie, Wiktorze i Hubercie!

Kiedy w pewnym wywiadzie prasowym przeczytałem dwa zdania pytające: „Marcinie, o czym marzyłeś, kiedy byłeś małym chłopcem?” i „Czy ty, Hubercie, od zawsze marzyłeś o wydobywaniu skarbów z Wisły?” – oba z imiennymi wołaczami zaopatrzonymi w końcówkę „-e”, aż podskoczyłem z radości, gdyby zaś prowadząca tę rozmowę dziennikarka siedziała obok mnie, najgoręcej bym jej pogratulował wyczucia gramatycznego, a zwłaszcza stylistycznego, bo takim uruchomieniem fleksyjnym obu imion pokazała zasadność takich właśnie poczynań w tekstach oficjalnych i pisanych.

Oczywiście, w sytuacjach komunikacyjnych potocznych, rodzinnych, koleżeńskich, nieoficjalnych na ogół pozostawiamy imiona w postaciach mianownikowych: Marcin, podaj!, Hubert, zostaw to!, Patrz, Basia!, Widzisz, Teresa?, Zatrzymaj się, Franek!, Antek, pożycz mi tę książkę! I nigdy do nikogo o to pretensji mieć nie będę.

Ale, niestety, utrwala się w Polsce zwyczaj używania mianownikowych wołaczy także w tekstach oficjalnych – i mówionych, i pisanych. Przed paroma tygodniami znany felietonista prasowy parę razy użył takiej właśnie formy, zwracając się do swej znajomej: Justyna! (a nie Justyno!) – tak jak przed kilkoma laty można było przeczytać w prasie słowa skierowane do Justyny Kowalczyk: „Gratulujemy, Justyna, złotego medalu olimpijskiego”. Podobnie potraktowano wołacz imienia Adam, gdy Adam Małysz kończył swą sportową karierę: „Dziękujemy, Adam (a nie Adamie) za wszystko”. W roku 1959 przed ostatnim meczem najlepszego polskiego piłkarza pierwszych powojennych lat Gerarda Cieślika sportowe gazety pisały: „Żegnaj, Gerardzie!”. Gdy w roku 2013 legendarny napastnik chorzowskiego Ruchu umarł, widziało się już wyłącznie zdania: „Żegnaj, Gerard”, „Dziękujemy, Gerard!”.

W reklamach słyszy się tylko unieruchomione fleksyjnie wołacze: słuchaj, Barbara!, patrz, Barbara!, co oglądasz, Barbara?, jak myślisz, Marian?, a w pewnej miejscowości rodzice wręcz zażądali od nauczycielki, by zwracała się do dzieci za pomocą mianownikowych wołaczy typu Madzia!, Kasia!, Marysia!, Janek!, Robert!, Tomek! Brzmienia Madziu!, Kasiu!, Marysiu!, Janku!, Robercie!, Tomku! uznano tam za nieodpowiednie, a ja nawet nie wiem, jak to skomentować – tak jak oniemiałem ze zdumienia, gdy przed kilkunastoma laty usłyszałem w kościele w czasie ceremonii chrztu formułę: „Wiktor, ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

Wołaczowe Wiktorze okazało się dla osoby duchownej gramatyczną zaporą nie do przejścia. Bardzo to wszystko smutne.
Nie byłbym sobą, gdybym na koniec nie wtrącił wątku interpunkcyjnego: pamiętajmy, że wołacz nie wchodzi w relacje składniowe z żadnym wyrazem w zdaniu, jest tylko formą adresatywną do kogoś skierowaną, musi być dlatego w piśmie oddzielony przecinkiem lub wydzielony przecinkami – tak jak we wszystkich przykładach z dzisiejszego odcinka.

Przeczytaj inne felietony profesora Miodka:

od 7 lat
Wideo

Zmarł wybitny poeta Ernest Bryll

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto