Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

KROTOSZYN - B klasa szkołą życia. Wywiad z sędzią piłkarskim Wojciechem Jasiakiem

DB
Wojciech Jasiak to młody i szalenie ambitny arbiter
Wojciech Jasiak to młody i szalenie ambitny arbiter Archiwum
Z Wojciechem Jasiakiem, czołowym czwartoligowym sędzią piłkarskim - o przeszłości i dalszej karierze - rozmawia Daniel Borski

Byłeś zawodnikiem juniorskich drużyn Astry. Co skłoniło cię, by rozpocząć pracę z gwizdkiem?
- By stać się wartościowym zawodnikiem, trzeba poświęcić się wyłącznie treningom. Niestety, nie dysponowałem wystarczającą ilością czasu, by próbować zaistnieć w wielkiej piłce. Bycie sędzią to nowe i spore wyzwanie. Ważna była też kwestia samorealizacji poprzez sprawdzenie się niewątpliwie w trudnej roli.

W jakich ligach gwizdałeś na początku swojej kariery i jak kształtował się twój sędziowski awans?
- Jak każdy, rozpocząłem od sędziowania meczów drużyn juniorskich. Debiutowałem jako asystent mojego brata Łukasza na stadionie Astry. W kolejnych latach awansowałem co dwanaście miesięcy. Zacząłem od prowadzenia spotkań w B klasie, następnie była klasa A oraz IV liga. W jednym sezonie zanotowałem więc przeskok o dwie ligi - zamiast do "okręgówki" przeniesiono mnie od razu do IV ligi. Obecnie, rozpoczynam trzeci rok pracy na IV-ligowych boiskach. Dodam, że poprzednie rozgrywki zakończyłem na pierwszym miejscu w rankingu. Wcześniej jednak do awansu pretendowało sześciu innych arbitrów i dlatego też tym razem ta przyjemność mnie ominęła.

Jakimi cechami i zdolnościami powinien charakteryzować się dobry arbiter?

- Najważniejsza jest odwaga oraz umiejętność podejmowania decyzji, zwłaszcza tych najtrudniej-szych i niepopularnych. Oczywiście trzeba być bezstronnym, przygotowanym zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ten, kto nie potrafi radzić sobie z presją, nie powinien brać się za sędziowanie. Ważna jest także odpowiednia zdolność do współpracy z asystentami. Nie bez znaczenia są również odpowiednie cechy wolicjonalne (zależne od woli - przyp. aut.). Trzeba przecież umieć rozmawiać z zawodnikami, trenerami, działaczami czy służbami porządkowymi.

Jak wyglądają przygotowania sędziów do sezonu? Trenujecie równie intensywnie jak piłkarze?

- Na tym szczeblu wiele zależy od indywidualnego podejścia arbitrów. Krotoszyńska grupa, do której należę, raz w tygodniu prowadzi przedsezonowe szkolenia. Pracujemy wówczas nad wiedzą teoretyczną oraz przygotowaniem fizycznym. Sami również często grywamy w piłkę. W trakcie rozgrywek również musimy dbać o należytą formę.

Czy według ciebie dobrym sędzią może zostać tylko osoba mająca boiskowe doświadczenie?
- Niekoniecznie klasowy arbiter musi być byłym zawodnikiem. Podobnie jak świetny trener nie zawsze ma za sobą wybitną karierę zawodniczą. Zresztą, by stać się klasowym arbitrem, nie można być czynnym zawodnikiem przez wiele lat.

Kibiców ciekawi system sędziowskich awansów i spadków. Jak ten proces wygląda w ramach działań OZPN-u Kalisz?
- Istotne są tutaj trzy czynniki. Liczy się ocena wystawiona przez obserwatora zawodów, udział w pracach korespondencyjnych i szkoleniach, a także wyniki egzaminów, jakie odbywają się dwukrotnie na przestrzeni roku.

Jak kształtują się sędziowskie apanaże w niższych ligach?
- Na dzień dzisiejszy trzecioligowy sędzia główny otrzymuje za mecz 300, a asystenci po 210 złotych. W IV lidze stawki wynoszą odpowiednio 160 i 120 zł, w "okręgówce" 120 i 90, a w A klasie 90 i 70. Samodzielne prowadzenie spotkań B klasy wyceniane jest na 70 zł.

PZPN znów uraczył nas tym, że na zapleczu ekstraklasy oraz w pierwszej lidze obowiązek opłacania sędziów spadł na kluby. Czy uważasz, że to dobry krok ze strony futbolowej centrali?
- Czy płaci klub czy związek, dla większości sędziów z reguły nie ma to znaczenia. Kiedyś byłem sędzią technicznym na meczu drugoligowym. Wtedy środki wypłacone przez PZPN, dotarły na moje konto dopiero po dwóch miesiącach. A przecież dla sędziego z niższych lig to znacząca uciążliwość. Nie jesteśmy zawodowcami i staramy się ograniczać koszty. Optuję więc za tym, by klub płacił od ręki tuż po spotkaniu.

Ale przecież ta sytuacja może znów sprzyjać korupcji...

- Jeśli sędzia jest inteligentny, uczciwy i dobry w swoim fachu, nie będzie podatny na żadne podchody. Nawet jeśli ten proceder będzie nadal występował, nie ma to związku z tym, z jakiej puli sędziowie będą otrzymywać pieniądze.

Czy kiedykolwiek grożono ci na boisku bądź poza nim?

- Oczywiście. W niższych klasach rozgrywkowych jest to zjawisko nagminne. Najmłodsi sędziowie mają ciężkie życie, rozpoczynając gwizdanie w pojedynkę na meczach B klasy. To dla każdego z nas prawdziwa szkoła życia. Trzeba radzić sobie z agresywnymi zawodnikami i trenerami, a niekiedy również działaczami oraz kibicami, którzy w większości nie znają się na przepisach. O wielu podobnych przypadkach można poczytać w książce "Moje reguły gry" autorstwa znakomitego włoskiego sędziego Pierluigiego Colliny. Uważam, że każdy obracający się w środowisku sędziowskim powinien ją przeczytać.

Czy w swoim życiu spotkałeś się z propozycjami korupcyjnymi ze strony poszczególnych klubów?

- Nigdy nikt takowej próby względem mnie nie podjął. Być może po wykryciu afery korupcyjnej, niezdrowe zapędy zostały nieco stonowane. Zdarza się jednak, by przedstawiciele klubów prosili przed meczem o obiektywne sędziowanie, ale przecież o to nie muszą się martwić.

A jak w światku sędziowskim postrzegany jest Tomasz Mikulski, który nie ugiął się presji i nigdy nie przyjął korzyści majątkowych?

- Mówiąc szczerze, nie znam szczegółów tej prawy. Jeśli jednak postępował w ten sposób, powinien stać się wielkim przykładem do naśladowania. Trzeba jednak pamiętać, że sędzia jest tylko człowiekiem i nie może być nieomylny. Arbitrzy mylili, mylą i będą się mylić. Collina zadał w swojej publikacji bardzo mądre pytanie: "Dlaczego sędziowie nie mogą się mylić, skoro wielokrotnie błędy popełniają zawodnicy i trenerzy"?

Jak wyglądają twoje sędziowskie aspiracje?
- Chcę po prostu zajść jak najwyżej i sukcesywnie podnosić swoje umiejętności. Oczywiście największym marzeniem jest poprowadzenie meczu ekstraklasy. Z planów bliższych realizacji, mam nadzieję, że po zakończeniu obecnego sezonu uda mi się wywalczyć promocję do III ligi.

Masz swojego idola z gwizdkiem?
- Nie. Staram się wypracować własny styl sędziowania. Regularnie jednak podpatruję najlepszych. Jest wielu świetnych arbitrów, na których można się wzorować.

Przedstaw najdziwniejszą sytuację, z jaką zetknąłeś się na murawie...
- Rzecz miała miejsce w Kłecku podczas meczu IV ligi. Byłem pierwszym asystentem, poruszającym się w strefie technicznej. Gospodarze mieli nóż na gardle, bowiem bronili się przed spadkiem. Ich trener nie wytrzymywał napięcia. Kilkakrotnie zwracałem mu uwagę. W pewnym momencie szkoleniowiec zniknął z ławki. Po chwili zobaczyłem go krzyczącego z budki przeznaczonej dla służb medycznych. Oczywiście musiałem odesłać go na trybuny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto