18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PLESZEW - Bezdomna armia Brata Alberta

Irena Kuczyńska
wspólne śpiewanie w świetlicy
wspólne śpiewanie w świetlicy ika
Każdy może zostać bezdomnym - mówią mieszkańcy pleszewskiego schroniska. W ciągu 15 lat przez dom za cmentarzem przewinęło się ponad 500 osób. - Gdyby nie schronisko i kierownik Stefaniak, bylibyśmy w rowie albo na cmentarzu - mówią bezdomni.

Schronisko Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta obchodzi jubileusz 15 - lecia. Podpatruję przygotowania. Już z daleka słyszę śpiewy. ,,Chwalcie cieniste gaiki, źródła i kręte strumyki’’. Kto to śpiewa – pytam kierownika. – Ćwiczymy śpiewy na majowe, odbędzie się w środę podczas jubileuszu schroniska - mówi Ireneusz Stefaniak.
W świetlicy przy stołach siedzi grupka mężczyzn, jeden z akordeonem i śpiewają kolejno litanię do Matki Boskiej, Pod Twoją Obronę oraz pieśni. Dyryguje Dorota Żychlewicz. – Śpiewacie jak słowiki – żartuję. – Słowiki Stefaniaka – dodają.

– Niech brak żywności nas nie zabija, broń nas od głodu Zdrowaś Maryja – nigdy dotąd ta stara maryjna pieśń nie brzmiała tak prawdziwie, jak w schronisku dla bezdomnych.Nie są na szczęście głodni. Mają dach nad głową, swoje łóżko (czasem piętrowe), ubrania z darów. Ci, którzy pracują, mają telefony komórkowe i pieniądze przechowywane w sejfie. W świetlicy jest ich dziesięciu. To schroniskowa elita, udaje im się nie pić, pracują, myślą o przyszłości. Chętnie opowiadają o swoim życiu…

- Piłem bez przerwy – mówi Romek. – Żona mnie wyrzuciła, poszedłem do rodziców, a potem ,,w teren’’ na kilka dni. Za niepłacenie alimentów trafiłem do więzienia. Potem nie miałem dokąd wrócić. Więc znów ulica, wódka. Po raz pierwszy ,,do Alberta’’ przyszedłem w 1997. Potem wyrzucali mnie i wracałem. Kiedy wypiłem, wyrzucali. Spałem na stacji, na klatkach schodowych. Kiedy coś mi się stało w nogę, przyszedłem tu i postanowiłem, koniec z piciem. Od 1,5 roku nie piję. Z zawodu jestem murarzem, pomagałem przy tynkowaniu schroniska, trochę gotują, piekę placki – to jest mój ,,salceson’’. Skończyłem kurs wypieku ciasta – mówi Heniek i pokazuje zeszyt z przepisami i piękną kolorową książkę. Umie też grać, to po ojcu, który czasem zastępował organistę. Ma dwóch dorosłych synów. Nie widuje ich. Żona nie pozwala. Na otwarte drzwi, które były w sobotę, Heniek razem z Bączkiem ugotowali dla gości gar grochówki.

Janek chodzi o kuli. Po pijanemu pomylił okno z drzwiami. Złamał nogę. Jeździł na wózku. Miał mieszkanie socjalne, ale na piętrze. – Żona urządziła w nim melinę, dlatego odszedłem – opowiada. Cieszy się, że córka go odwiedza. Na obiady chodzi do domu pomocy. Jest zadowolony.

Tofik ma 40 lat. Pytam, jak trafił na ulicę. – Alkohol, kłótnie z teściową i rozwód – mówi krótko. Po wypadku samochodowym, w którym uszkodził płuca, głowę, oko, skierowano go do domu pomocy, potem tu do Alberta, potem do zakładu opiekuńczego w Gnieźnie, potem wróciłem tu – mówi przystojny czterdziestolatek. Ma syna i córkę. W schronisku jest od roku. Zakładał płytki. Stara się pracować. Pieniądze oddaje do sejfu, ,,żeby nie kusiły’’. Ma komórkę. – Kiedy potrzebuję kasę, mówię na co, i szef wypłaca. Wspomina dom. – Gdybym się nie wyniósł, byłbym człowiekiem. Za pół roku dostanę rentę, ale nie mam gdzie iść – mówi.

Bączek mieszka z Heńkiem w dwuosobowym pokoju. Nie pije. Kiedy nie ma kierownika i Jarka Stefaniaka, pilnuje porządku. – Nie mogę pić. Gdyby policja przywiozła kogoś z ulicy, a ja byłbym pijany, miałbym problem. Szef ma do mnie zaufanie – mówi Bączek i pokazuje alkomat z atestem. Pochodzi z Jarocina. Czeka na mieszkanie socjalne. Kiedy coś zarobi, wysyła dzieciom alimenty. Ostatnio uzbierane 1500 zł dał synowi na prawo jazdy. – Zdał i przyjechał pokazać – mówi Bączek. Chce coś zrobić ze swoim życiem. Wspomina małżeństwo, które po 17 latach się rozpadło, mieszkanie, które wynajmował, dopóki nie stracił pracy. – Przyszedłem tu, nie piję, robię wszystko, żeby wyjść na prostą – mówi Bączek.

Czy schronisko jest potrzebne? - Bardzo, gdyby nie schronisko, bylibyśmy na ulicy albo na cmentarzu – mówią. – Każda bezdomność jest inna i różne ścieżki do niej prowadzą, strata mieszkania, wódka, rozwód – wyliczają. – Ja jestem tu z wyboru – mówi Bączek. Innych przywozi tu policja, pogotowie ze szpitala, kieruje do ,,pana Irka’’ gmina. - Nie można tu przyjść z ulicy, chyba, że na jedną noc. Sprawdzamy adres ostatniego zameldowania, dzwonimy do gminy, na policję. Chodzi o to, żeby ścigani listami gończymi u nas się nie przechowali - tłumaczy kierownik.
Za ,,swoich’’ Pleszew płaci Towarzystwu 35 000 zł rocznie. Za ,,obcych’’ ich gmina płaci 450 zł miesięcznie. Staraniem Witolda Ulatowskiego – prezesa i kierownika Stefaniaka schronisko się rozbudowuje, podnosi swój standard.

W ciągu 15 lat przez domek za cmentarzem przewinęło się 525 osób. Nie wszyscy radzą sobie z nałogami. Nie wszyscy mają chęć i motywację, żeby się odbić od dna. Większość leży po całych dniach na łóżkach, wychodzi na posiłki i znów leży. Tych do tańca i do różańca – jak mówi pan Irek, jest dziesięciu. Reszta wegetuje. Nie uczestniczy. Czeka na pogodę, aby wyjść ze wspólnej sypialni na wolność. Żeby żyć bez nakazów i zakazów, zwłaszcza zakazu picia alkoholu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polacy chętniej sięgają po krajowe produkty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto